sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 21.

      Remus krążył niespokojnie po pomieszczeniu. Północ wybiła już jakoś dziesięć minut temu, a Tonks wciąż się nie pojawiała. Słyszał tykanie zegara wiszącego nad jego głową, widział wskazówki ukazujące godzinę dwudziestą czwartą trzydzieści pięć. Emocje zmieniały mu się szybko, niczym w kalejdoskopie. Z początku czuł nadzieję, potem strach, później smutek, złość, znowu nadzieję, aż w końcu całkowity jej brak.
     Jednym okiem po raz kolejny spojrzał na drzwi. Wciąż stały nieruchome. Za nimi nie było słychać kroków, ani nic.
     W pewnym momencie usłyszał cichy skrzyp. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Nimfadorą.
   - Masz pięć minut. - oświadczyła szorstko.
   - Dobrze. Wystarczy mi.
   - Cztery minuty i pięćdziesiąt dwie sekundy...
   - Mnie i Masonees nic nigdy nie łączyło. I łączyć nie będzie, bo mam tylko i wyłącznie ciebie. No.. miałem...
   - Z tym ostatnim, to ja się zgodzę. - powiedziała z goryczą.
   - Nie rozumiem tylko dlaczego?! - oburzył się - Wyczekujemy dziecka, potrzebujesz pomocy, mnie!
   - Naprawdę? Twój sztuczny uśmieszek świadczył o czymś innym. - jej oczy się zaszkliły - Wiem, że mnie zostawisz, że prędzej, czy później znajdziesz inną. Jesteś bardzo przystojny, masz w sobie... no wiesz, to coś. Pociągasz kobiety.
   - Do czasu. Żadna nie wie, kim jestem.
   - I? Powiedz mi, co z tego?! Jest bardzo wiele kobiet, które.. ekhmn 'groźni chłopcy' pociągają...
   - Naprawdę? - podniósł ironicznie brwi - To coś ci opowiem. Usiądźmy. - rozkazał wskazując na sofę stojącą w kącie pokoju.
   - Bo? - spytała i założyła ręce na piersi.
   - Bo została mi jeszcze minuta i dwadzieścia siedem sekund.
   - I tu mnie masz. - o dziwo się uśmiechnęła i usiadła.
   - Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że nigdy nie miałem dziewczyny?
   - Mhm..
   - To nie prawda. Miałem dziewczynę. Jedną.
   - Kolejne kłamstwo...
   - Daj mi skończyć! - oburzył się - Rogacz i Łapa mi ją znaleźli. Bardzo mądra, piękna, dobra Gryfonka. Taki tak zwany ideał. Byliśmy jedną z najbardziej znanych par w Hogwarce.. taak, o tym się mówiło : 'Ten kujon, Lupin znalazł sobie w końcu laskę!'. Miała na imię Dorcas. Iii... rzeczywiście zrobiliśmy to. Po miesiącu dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Ja się przeraziłem, ona nie wiedziała o mojej likantoprii. Musiałem jej powiedzieć. I wyobraź sobie rzuciła we mnie Cruciatusem. Śmiejąc się do rozpuku wyzywała mnie od sierściuchów po... nie ważne. Wyglądała trochę jak wariatka. Staliśmy wtedy na wieży astronomicznej. A ja się do niej przybliżałem. Ona się cofała i... spadła... spadła z najwyższej wieży w Hogwarcie nie mając przy sobie różdżki. Skoczyłem za nią. Próbowałem rzucić na nas oboje Aresco Momentum, ale mi się udało. Zaklęcie zadziałało tylko na mnie. Zginęła. Razem z dzieckiem. Gdyby nie James, Syriusz, Peter i Lily... nie wiem, czy bym to przeżył...
   - Nie wiedziałam... - szepnęła, gdy Remus wyciągnął zza pazuchy zdjęcie drobnej blondynki o dziwnie znajomych fioletowych oczach.
   - Nikt oprócz Huncwotów i rudej nie wiedział. Noo.. do dzisiaj.
   - Przepraszam. - przysunęła się do niego. Już miał ją pocałować, gdy włosy zaczęły przybierać niebieski odcień, oczy zmieniły się w fiołkowe, a rysy twarzy stawały się coraz ostrzejsze.
   - WERONIKA?! - wrzasnął przerażony, gdy ta zaczęła się szaleńczo śmiać.
   - Ja, a kto? - spytała spokojnie podchodząc do niego wystawiając przed siebie różdżkę, celując w pierś Lupina - Myślałeś, że zostawię cię w spokoju po tym, co mi zrobiłeś, wtedy, w siódmej klasie? Hmm? TAK, to ja, Dorcas. Stęskniłeś się, co?
   - Zostaw go! - ktoś stojący w drugim końcu pokoju krzyknął. Spod peleryny-niewidki wyskoczyła prawdziwa Nimfadora Tonks.
   - Dora! Od kiedy tu jesteś?... - szepnął zszokowany Remus.
   - O wiele dłużej niż ty, uwierz. - rzuciła oschle.
   - Czyli wciąż mnie nienawidzisz, prawda?
   - No wiesz, mizdrzyłeś się ze swoją byłą, w dodatku na moich oczach.
   - Bo myślałem, że to ty!
   - Co nie zmienia faktu, że się z nią mizdrzyłeś!
   - Ale zrozum, ja cię kocham!
   - Wiem, chciałam się z tobą tylko posprzeczać. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Lupin odetchnął z ulgą - Ale powiedz mi łaskawie, co zrobimy z tą tutaj? - wskazała na leżącą na podłodze Dorcas wciąż uśmiechającą się szyderczo.
   - Zaraz, ale jak...
   - Zaklęcia niewerbalne.
     Podeszli do niej i zobaczyli coś, co ich zszokowało. Jej palec dotykał wypalonego na ramieniu Mrocznego Znaku obecnie czerniejącego i poruszającego się. Po chwili drzwi pomieszczenia otwarły się wyjątkowo głośno. Na czele bandy śmierciożerców stał...
_____________________________________
Muahahahahahaha, jestę okrutnę, nie powiem Wam, któż tam stał :P
Znów pisałam przez tydzień... no, właściwie to pisałam w dwie godziny, a wcześniej po prostu nie miałam czasu nic opublikować ;d
Soł pozdrawiam i pozostawiam ten rozdział bez żadnego dedyka ^_^
Pozdrawiamm ;**
Jestęę Kottę

P.S
Tutaj macie zdjęcie Dorcas, które wyjął Remus :


środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 20.

     Tonks leżała na łóżku szpitalnym z odsłoniętym brzuchem, a jakaś uzdorwicielka jeździła po nim dziwacznym urządzeniem. Obok stała obszerna aparatura na której widoczny był mały punkcik.
   - D-Dora?... Czy... czy to...?
   - Przepraszam, mogłaby nas pani na chwilę zostawić? - zwróciła się w do lekarki - spokojnie, to mój mąż!
     Dziewczyna uśmiechnęła uśmiechnęła się pod nosem,  i mruknęła cicho ,,gratulacje'' i wyszła.
   - Doro, błagam, powiedz mi o co tutaj chodzi?
   - Hmm... a zastanawiałeś się kiedyś, jakbym wyglądała, gdybym była... eee.. grubsza?
   - Nie, nigdy. Ale do czego zmierzasz?
   - Wiesz, chyba będziesz musiał się przyzwyczaić, bo przez kolejne osiem i pół miesiąca... obawiam się, że mogę delikatnie przytyć.
   - Dora, powiedz, czy to oznacza to, co myślę?
   - Tak, Remusie. Za osiem i pół miesiąca będziesz trzymał w ramionach swojego pierworodnego malucha! - wyszczerzyła zęby
   - O Merlinie! Tak się cieszę!
     Rzucił się w stronę żony i oparł ręce po obu jej stronach. Po chwili podniósł jedną i odgarnął różowy kosmyk wijący się po policzku niczym waż. Zbliżył się do jej twarzy i złożył na ustach namiętny pocałunek. Pierwszy taki pocałunek odkąd byli razem... pocałunek pełen miłości, ale za razem pożądania. Ich ciała były coraz bliżej siebie, lecz Tonks w końcu wybudziła się z transu, każąc przy okazji otrząsnąć się Remusowi.
   - Nie teraz, nie tutaj... - wyszeptała - Ale przyjdź po mnie o północy, jest tutaj tyle samo nieodkrytych sal, co w Hogwarcie, a z tego, co mi wiadomo w zamku odnaleźliście wszystkie, nie?
   - Nie wiem,  czy tyle wytrzymam. Aha... właśnie... zapomniałem ci powiedzieć, po co tu przyszedłem. Niestety ta zadumana uzdorwicielka kazała mi zostać na oddziale z tą... ale teraz są inne okoliczności, więc może nagnie zasady...
   - A co ty na to, żebyśmy jutro razem do niej poszli?
   - Dobra, ale byle jak najszybciej, z tym babsztylem długo nie wytrzymam...
   - Haha, widzisz, takie już są kobiety...
   - Ty nie...
   - I za to mnie kochasz.
   - I za to, że zawsze masz rację. Do północy, kochanie, do północy.
     I wyszedł z sali. W końcu mógł ściągnąć ten sztuczny uśmiech z twarzy. Dziecko?! O nie, na to nie był jeszcze gotowy... Czy bał się ojcowstwa? Na pewno.

***

     Lupin wszedł do swojej sali i od razu rzucił się na łóżko. W jego głowie roiło się od negatywnych myśli. ,,A co jeśli dziecko też będzie wilkołakiem? Co jeżeli nie będzie chciało znać ojca, który zrobi mu taką krzywdę? Co jeśli Dora odwróci się ode mnie, gdy dowie się, co zrobiłem naszemu dziecku?...'' Nie mógł na to pozwolić, ale nie mógł też jej zostawić. Nie w tym momencie. Potrzebowała pomocy.
   - Ojojoj! Widzę, że ktoś jest nie w sosie, co? - nagle weszła Weronika - Ale nie martw się, na wszystko da się zaradzić! Pomyśl o jakichś zajęciach w grupie! To na pewno ci pomoże, Remusiaczku!
   - Weroniko. - Remus wstał z łóżka i chwycił ją za dłonie - Jesteś naprawdę świetną kobietą, ale proszę zostaw mnie w spokoju. Za kilka miesięcy będę ojcem i chcę sobie wszystko poukładać. A z dziwaczką ślęczącą mi na karku to naprawdę bardzo trud...
     Nagle drzwi otwarły się z wyjątkowym hałasem. Stała w nich Tonks i wpatrywała się w złączone ręce Lupina i Masonees.
   - Przepraszam, że przeszkadzam. Już się ulatniam. - powiedziała ostro różowowłosa i wyszła.
   - Niee.. - jęknął wilkołak
   - Co za ironia! - Weronika zaczęła chichotać
   - Jak ty możesz mi to robić?! Rozwalasz mi rodzinę... - wrzasnął Remus i pobiegł w stronę sali 143C.
     Wszedł do środka i ujrzał Nimfadorę siedzącą na łóżku z podkulonymi nogami i rozmazanym tuszem na twarzy.
   - Dora... ja... t-to... nie tak... - wyszeptał i próbował objąć ją ramieniem, ale ona go odepchnęła
   - Ja głupia naprawdę wierzyłam, że nie chcesz być z nią w sali i zależy ci na mnie... na nas... - pomasowała się po brzuchu
   - Bo zależy. I zawsze będzie zależało. Mnie i Masonees nic nie łączy...
   - Winny zawsze się tłumaczy.
   - Próbowałem jej tylko wyjaśnić, że ma zostawić nas w spokoju, a ty weszłaś akurat w tym momencie.
   - Nie wierzę ci. Wyjdź.
   - Ale...
   - Wyjdź!
   - Ale...
   - WYNOCHA!
     Zrozpaczony Remus powłóczystym krokiem ruszył w stronę drzwi. Już miał wyjść, kiedy odwrócił się ostatni raz w stronę żony.
   - Będę czekał o północy w sali -2. Odkryłem ją, gdy byłem tu jako dziecko. Po ugryzieniu wilkołaka.
     Odszedł zostawiając Tonks z milionem myśli.

***

    Spojrzała na swoje przedramię. Mroczny znak powoli się poruszał, czerniał. Turkusowe loki osunęły się w dół muskając czaszkę. Fiołkowymi oczami spojrzała przed siebie uśmiechając się mściwie. Nagle usłyszała otwieranie się drzwi, więc szybko zakryła tatuaż rękawem bluzki.

_________________________________
Bardzo króciutki rozdział, ale nie mogłam go ciągnąć, bo chciałam zostawić ten posmaczek niepewności :D
Dedykuję go bratnim duszom - Magdalenie Brześkiewicz i Ellie Lupin :)
A tak wgl zapraszam na mojego nowego bloga o Scorpiusie Malfoy i Lily Lunie Potter ;3
www.gdy-nienawisc-jest-tak-wielka.blogspot.com
Mam nadzieję, że wejdziecie, pozdrawiam, Potterheads ;**

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 19.

   - Halo! Halo... budzimy się, szanowny...
     Remus poczuł, że leży na czymś miękkim, a przez zamknięte powieki spostrzegł, że dookoła jest bardzo jasno. Powoli otworzył oczy.
     Leżał na łóżku szpitalnym, a jakaś starszawa uzdrowicielka pochylała się nad nim i stukała różdżką w jego czoło.
   - Dosyć! - wrzasnął - POWIEDZIAŁEM, DOSYĆ!
   - Dobrze, już dobrze... - powiedziała kobieta, odetchnęła z ulgą i wyszła z pomieszczenia.
     Jak się okazało, Remus leżał na oddziale szpitalnym. Naokoło były tylko białe, sterylne meble i małe drewniane biurko. Tuż obok łóżka, na którym leżał Lupin stało drugie łóżko. Na nim siedziała młoda dziewczyna o niebieskich kręconych, długich włosach. Miała mały zadarty nosek i białe, proste zęby. Była ubrana w seledynowy sweterek, białą koszulkę - z logiem Fatalnch Jędz, fioletowe rurki i zielone trampki - firmy Convers.
   - Cześć. - rzekła - Jak się nazywasz? Ja Weronika Masonees. Wylądowałam tutaj, bo wilkołak ugryzł mnie w rękę. Tak naprawdę nikt nie wie, czy jestem, czy nie jestem wilkołakiem. Dlatego jestem tutaj, bo czasami mam zawroty głowy. Nigdy nie byłam w Hogwarcie, bo pochodzę z Ameryki. Tam chodziłam do Akademii Magii Meadmagic. Ale to właściwie nie ma nic do rzeczy, bo po skończeniu szkoły przeprowadziłam się do Londynu. A może ty opowiesz coś o sobie? Przez ostatnie trzy dni siedziałam tutaj sama i tylko czasami odwiedzałam innych chorujących. To jak się w końcu nazywasz?
   - Eee... cześć... ja nazywam się Remus Lupin...- zdziwiony gadatliwością sąsiadki nie wiedział, co ma właściwie mówić - Ja tutaj wylądowałem, bo zemdlałem.
   - O jejciu, czemu zemdlałeś? Wiesz, to może oznaczać bardzo wiele chorób. A masz jakieś urazy poza tym? Na przykład bóle brzucha, albo...
   - Nie, nie mam... - szybko jej przerwał - To było przez szok. A teraz przepraszam, muszę iść do mojej żony.
   - Masz żonę, Remusie? Jak się nazywa? Też leży w szpitalu? Czemu?...
     Coraz bardziej podenerwowany Lupin zatrzasnął drzwi i przekierował swoje kroki w stronę sali 143C. Gdy udało mu się znaleźć pomieszczenie wszedł do środka i zobaczył Nimfadorę wesoło rozmawiającą z uzdrowicielką. Jak zwykle wyglądała cudownie. Tym razem krótkie włosy zamieniła w długie, oczywiście różowe. Pięknie wyglądały, gdy jak fale obijały się o jej obojczyki. Miała fiołkowe oczy i bardzo długie, grube, czarne rzęsy, którymi bez przerwy machała, jakby chciała zwrócić uwagę każdego, kto na nią spojrzy.
   - To ja już idę. - powiedziała po chwili lekarka. Ona też w sumie nie była zła, chociaż w najmniejszym stopniu nie dorównywała urodą Tonks. Jej proste blond włosy kontrastowały z niebieskimi oczami. Nie miała jednak w ogóle rzęs, i to było co najmniej dziwne. No cóż, w każdym razie na pewno odejmowało jej urody - Witam, panie Lupin. Do widzenia, Nimfadoro!
   - Na razie! - odkrzyknęła - Co tam? Dlaczego jesteś w szpitalnej piżamie? Skarbie, coś ci się stało?!
   - To długa historia... i obiecuję, że opowiem ci ją w swoim czasie, naprawdę...
   - A dlaczego nie teraz?
   - Kiedyś... na pewno... ale nie w tej chwili...
   - Dobrze, widzę, że nie wygram - zasmuciła się
     Nagle drzwi do pomieszczenia otwarły się z hukiem. Stała w nich Weronika Masonees. Była cała roześmiana, a jej turkusowe włosy latały na wszystkie strony.
   - Oj! - pisnęła - Tak się przechadzam, a tutaj... witaj, Remusie!
   - Remus, kto to jest, co? - Nimfadora spojrzała srogo na męża. On w odpowiedzi wymamrotał coś niezrozumiałego.
   - My się znamy z oddziału! - wyszczerzyła zęby Weronika - Więc ty jesteś żoną tego przystojniaka, nie? Właśnie mówił, że do ciebie idzie! A ja... nazywam się Weronika Masonees. I patrz! - wskazała na swój palec - Wilkołak mnie użarł!
   - Możesz nas zostawić samych? - rzuciła oschle Tonks
   - Jasne! Ale pamiętajcie, że to oddział publiczny, kochani! - powiedziała, po czym wyszła.
   - Żądam wyjaśnień.
   - Doro, to tylko znajoma z oddziału! Nikt więcej!
   - ,,Więc ty jesteś żoną tego przystojniaka..." Jak tak dalej pójdzie, to nie wiem, czy dalej nią będę!
   - Nie rozumiem cię. Przychodzi jakaś wariatka. Dowala się do mnie i do ciebie, a ty zamiast opowiedzieć, co się u ciebie działo robisz mi jakieś głupie sceny zazdrości!
   - Głupie sceny zazdrości?! A co ty byś zrobił, gdyby na moim oddziale zamieszkał jakiś młody przystojniak i przy tobie opowiadał, jaka to jestem piękna?
   - Ja...
   - No właśnie.
   - Przepraszam cię, miałaś rzeczywiście rację...
   - Ja też przepraszam... - szepnęła Tonks, podniosła się i przysunęła do męża, żeby go pocałować. Zatopiła się w nim, czuła, jak bardzo mu wstyd za całą tą nieprzyjemną sytuację. O tak, na pewno mu wybaczyła. Trwaliby tak w pocałunku jeszcze pewien czas, gdyby nie...
   - Mówiłam, że to oddział publiczny! - wyszczerzyła zęby Masonees - Pohamujcie się trochę, bo trzeba będzie wezwać uzdrowicieli, żeby was rozłączyli!
   - Wyjdź. - rozkazała Nimfadora - Teraz.
   - Oj dobrze, już dobrze! - zaszczebiotała - nie będę wam przeszkadzać! Całuski!
   - Kochanie... zrozum, że to nie moja wina! - błagał Lupin - A co ty na to, żebym pogadał z uzdrowicielką... i żebyśmy mogli mieszkać w jednym oddziale?
   - A mógłbyś? Nie powiem, byłabym spokojniejsza...
   - Nie ufasz mi.
   - Ufam ci. Nie ufam Masonees.
   - Jesteś tego absolutnie pewna?
   - Tak... - znowu przybliżyła się do niego. Zarzuciła ręce na jego szyję - Chociaż... wiesz, nie mam dowodu, że mogę ci ufać i w ogóle... - dziewczyna nie zdążyła skończyć wypowiedzi, bo Remus zamknął jej usta pocałunkiem. W końcu po kilku minutach odkleili się od siebie. - Taaak... myślę, że chyba na razie mi wystarczy. Reszta w domu - uśmiechnęła się.
   - Nie mogę się doczekać - odwzajemnił uśmiech - ale teraz chyba muszę już iść... chyba, że wolisz, żebym został na tym oddziale, co teraz...
   - Nigdy. - szepnęła - Leć już. Chcę cię tutaj widzieć za piętnaście minut, skarbie. - pocałowała go jeszcze raz w usta, tym razem krótko.
   - Zaraz będę.
     I wyszedł.
   
     Remus wszedł na swój oddział. Postanowił poszukać przełożonej uzdrowicielki, która, jak dowiedział się z karteczki - nazywała się Jane Mercace.
   - Dzień dobry. - powiedział - Czy zastałem eee... panią Mercace?
   - To ja. Ma pan jakiś problem panie ... Lupin, tak? - kobieta odwróciła się. Wyglądała jak typowa, sroga nauczycielka. Miała czekoladowobrązowe włosy upięte w ciasny kok i wąskie usta. Ubrana była w biały kilt i kremowe baleriny.
   - Tak. Chciałem się zapytać, czy byłaby możliwość przeniesienia mnie z oddziału 128B do 143C?
   - Obawiam się, że to raczej kłopot. Przenosimy tylko przy bardzo poważnych okolicznościach. Pańską koleżanką z pokoju jest pani Weronika Masonees, tak?
   - No właśnie to jest kłopot. W szpitalu znajduje się też moja żona - Nimfadora Lupin. Ona... ona jest zazdrosna o Weronikę. Nie ufa jej. Boi się... że coś się przez nią wydarzy.
   - To nie jest przyczyna nie cierpiąca zwłoki, albo zagrażająca życiu, lub zdrowiu, prawda?
   - No nie wiem... jak żona się dowie, że będę teraz mieszkał z jakąś obcą babą, to...
   - Proszę mi nie zawracać głowy! DO WIDZENIA!
     Remus oddalił się ze spuszczoną głową do oddziału 143C. Musiał powiedzieć Tonks o całej smutnej sytuacji.
     Wszedł do środka.
     To, co tam zobaczył absolutnie go zamurowało.
___________________________________
Cóż, szczerze? Nie podoba mi się ten rozdział. Nudny jest.
Obiecuję, że w kolejnym będzie o wiele, wiele, wiele, wiele więcej akcji!
Dedyk for Róża Wasińska ;**
Pamiętajcie o komentowaniu :D

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 18.

   - Harry, porozmawiamy później, dobra? - spytał Lupin - Słyszysz?... Ron i Dora wrócili, trzeba ich przywitać...
   - Remusie, ale...
   - Później.
   - Ale...
   - Harry, nie dociera? Później!
   - No dobrze, już dobrze...
     Remus odszedł w stronę Nory, aby przywitać się z żoną.

***

     Miała rozwiane, różowe włosy lecące we wszystkie strony. Fiołkowymi oczami szukała męża, który - jak dowiedziała się od Molly - wrócił już jakiś czas temu i aktualnie poszedł porozmawiać z młodym Potterem.
     Nagle zobaczyła idącego w jej kierunku mężczyznę. Miał kilka więcej rozcięć na twarzy, a szata była o wiele bardziej potargana niż przed odlotem. Chyba ją zauważył, bo wymusił uśmiech, choć z jego oczu ewidentnie biły fale smutku.
   - Remus! - krzyknęła, ale on wyciągnął różdżkę i trzymał ją na wysokości piersi Tonks - Kochanie, co ty wyprawiasz?!
   - Kogo Potterowie podejrzewali kiedyś o zdradę i odwrócenie się w stronę Voldemorta?! - uśmiech ulgi pojawił się na twarzy dziewczyny, gdy usłyszała pytanie.
   - Podejrzewali ciebie, skarbie. Chociaż zdrajcą był Peter Pettigrew zwany Glizdogonem.
   - Przepraszam za to.
   - Nie szkodzi, ostrożność najważniejsza. Zwłaszcza po tym jak okazało się, że ktoś nas zdradził...
   - Przepraszam... - szepnął i podszedł do Tonks.
   - Nie masz za co...
   - A gdybyś teraz umarła? Tam, na górze, a mnie nie byłoby przy tobie?
   - Ale nie umarłam.
   - I właśnie za to cię kocham.
     Nimfadora spojrzała pytającym spojrzeniem na męża.
   - Zawsze tak pozytywnie myślisz, nigdy nie odpuszczasz...
   - Masz rację, nigdy nie odpuszczam.
     Dziewczyna podeszła do Lupina. Spojrzała w jego oczy. Były czekoladowe. Można było w nich utonąć. Popatrzyła na jego pełne usta z których ciekła strużka krwi.
   - Spójrz... krew ci leci... - podeszła jeszcze bliżej
   - Tak... będę musiał to zdezynfekować i... - nie zdążył skończyć, bo dziewczyna pocałowała go namiętnie. Czuła go całą sobą. Przepływały przez nią impulsy i przyjemne dreszcze. Nagle Remus odepchnął ją delikatnie.
   - Nie możemy... - szepnął
   - Jasne. Jak zwykle. - odrzekła sucho i odwróciła się na pięcie.
   - Eeej... skarbie, o co chodzi?
   - O co chodzi? Nie byliśmy blisko siebie od takiego czasu...
   - Doro... przypominam ci, gdzie jesteśmy. To ogródek Molly i Artura. Dookoła biegają dzieciaki, a poza granicami bezpieczeństwa trwa bitwa. Nie wiadomo, czy wszyscy przeżyli, bo ani Fleur, ani Bill, ani Szalonooki, ani Dung jeszcze nie wrócili.
   - No tak... kompletnie zapomniałam... przepraszam, skarbie... - odwróciła się z powrotem i spojrzała na zmęczoną twarz męża. Uśmiechnęła się smutno.
  - Chodźmy już do Nory. Pewnie się martwią.

***

     Mijały kolejne minuty, a nikt więcej się jeszcze nie pojawił. W niewielkim salonie trwała nieprzyjemna cisza. Wszyscy spoglądali w stronę drzwi z nadzieją, że w końcu ktoś je przekroczy i będą mogli odetchnąć w spokoju.
     Nagle drzwi otwarły się i próg przekroczyła smukła Fleur u boku poszarpanego Billa. Artur doskoczył do syna i przyszłej synowej, aby uściskać obojga, ale Bill odepchnął go.
   - Moody nie żyje. - wyszeptał gardłowym tonem - Dung zobaczył lecącego w ich stronę Voldemorta i deportował się. Wtedy Szalonooki dostał Morderczym Zaklęciem i spadł z miotły. Nie widziałem, co działo się dalej, bo Voldemort już poleciał za nami.
     Reakcja była natychmiastowa. Tonks spojrzała jeszcze raz na Billa i przeniosła wzrok na męża.
   - Dora... wróćmy już do domu... - podszedł do niej i szarpnął ją za rękaw - wróćmy...
   - Nie... - głos jej zadrgał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza wielkości sykla. Popatrzyła ostatni raz w oczy Lupina i upadła bez zmysłów na podłogę.

***

     Dziewczyna leżała na łóżku w szpitalu. Nad nią pochylał się uzdrowiciel w białej szacie i stukał różdżką w jej pierś mrucząc pod nosem zaklęcia. Obok stał jasnowłosy mężczyzna z licznymi bliznami i zadrapaniami na twarzy. Uzdrowiciel w końcu odszedł od kobiety i kiwnął głową w stronę jej męża wskazując na krzesło obok łóżka.
   - Kochanie... - szepnął, gdy zobaczył zamykające się drzwi - nie martw się... wszystko będzie dobrze... naprawdę... obiecuję ci... - nagle powieki Tonks nieznacznie się poruszyły - zobaczysz, że nic złego się nie stanie... będziemy szczęśliwą... r-r...rod-dzii...
     Remus Lupin upadł na podłogę, bez zmysłów. Tak jak wcześniej jego żona.
____________________________________________
Dedyk dla Avady Kedavry i Stacy Malfoy ;***
Przepraszam Was, że tyle to wszystko trwało :( naprawdę mi przykro, ale to był chwilowy brak weny. Obecnie mi jej nie brakuje i kolejny rozdział ukaże się niebawem ^^
Dziękuję za te wszystkie nominacje to The Versatile Blogger, niedługo nominuję inne blogi, ale niedługo mam sprawdzian szóstoklasisty i nie mam na <prawie> nic czasu...

poniedziałek, 18 marca 2013

Liebster Awards

Po pierwsze dziękuję za nominację Belli Lestrange ;**

A sama nominuję :

Pytania dla Was :
1) Kogo z HP najbardziej lubisz?
2) Z jakiego domu jesteś?
3) Jaki przedmiot (z Hogwartu) najbardziej lubisz?
4) Kim w świecie magii byś był/a w przyszłości?
5) Do jakiej postaci najbardziej się utożsamiasz?
6) Którą część najbardziej lubisz?
7) Jesteś półkrwi, czystej krwi, czy mugolakiem?
8) Jaka jest Twoja ulubiona para z HP?
9) Jaki mugolski przedmiot najbardziej lubisz?
10) Kim w świecie mugoli chcesz być w przyszłości?
11) Jakie magiczne, a jakie mugolskie stworzenie lubisz najbardziej?

A tutaj moje odpowiedzi na pytania zadane przez Bellę xD :

1) Jaka jest Twoja ulubiona postać z Harry'ego Pottera? - Remus Lupin <33
2) Jakie jest Twoje hobby? - Oczywiście pisanie ^^
3) Twoja ulubiona książka. - Harry Potter i Książe Półkrwi
4) Ulubiony film. - Harry Potter i Więzień Azkabanu
5) Jak poznałeś/aś Harry'ego Pottera. - wszystko dzięki mojej kochanej mamie, która poleciła mi książkę ;**
6) Jaki jest Twój ulubiony potterowski parring? - Remfadora i Jily <3
7) Jaki jest Twój ulubiony przedmiot? - j.polski *___*
8) Jakie jest Twoje marzenie? - hmm.. DOSTAĆ SIĘ DO HOGWARTU xD
9) Co chcesz robić w przyszłości? - dziennikarstwo ;3
10) Za jaką osobę się uważasz? - wesołą, wiecznie roztrzepaną i lekko zwariowaną ;p
11) Kto jest Twoim idolem? - uwielbiam zespół TGD (możecie mnie za dziwną uważać, ale cóż) no i oczywiście J.K Rowling ;**

ZASADY LIEBSTER AWARDS :
- najpierw odpowiadasz na 11 zadanych pytań ;
- potem nominujesz 11 innych blogów;
- informujesz o nominacji właścicieli tamtych blogów;
- na koniec zadajesz swoje pytania.

MYŚLĘ, ŻE OGARNIACIE :D
I jeszcze raz dziękuję za dedyk ;**

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 17.

Sorki, że czekaliście TYYYYLE czasu, ale kłopoty z netem :/
I zauważcie, że pozmieniałam tutaj kilka rzeczy, na przykład to, że Remus w książce leciał z Georgem, a nie Fredem. Pozmieniałam też dialogi i kilka scen, ale cóż to moje opowiadanie :)
________________________________
     Delikatnie wylądowali na ziemi. Wiatr musnął im włosy i czym prędzej pobiegli w stronę domu. Było podejrzanie cicho, jakby nikogo jeszcze nie było...
     Nagle na ganek wybiegła Molly. Miała trochę rozczochrane włosy i widać było, że jest bardzo podenerwowana.
   - Remus! Fred! Nareszcie! Już myślałam, że coś nie tak! Oprócz was przylecieli tylko Harry, Hagrid, Artur iii... i George...
   - Mamo, coś się stało? - przestraszył się Fred - powiedz, czy coś się stało Georgowi?!
   - Tak-k jakb-by...
     Ale nie skończyła, bo jej syn od razu pobiegł do domu, aby zobaczyć się z bratem. Lupin jednak pozostał na miejscu.
   - Nie martw się Molly... Da radę żyć bez jednego ucha, ale jesteś pewna, że żadne narządy wewnętrzne nie zostały naruszone?
   - S-skąd ty w-wiesz?..
   - Nie jesteś za dobra w oklumencji - uśmiechnął się
   - No tak, racja... chodźmy do środka, zobaczysz jak to wygląda...
     I weszli do salonu. Bliźniacy siedzieli głowa przy głowie. Fred wyglądał na poważnie zszokowanego, a George'a najwyraźniej to bawiło.
     Remus popatrzył na ranę tego drugiego i uśmiechnął się ponownie do Molly dając jej do zrozumienia, że nie jest aż tak źle.
     Nagle do głowy przyleciała mu inna myśl. Uśmiech zszedł z jego twarzy, a zmarszczki się pogłębiły.
     Tonks jeszcze nie wróciła.
   - Molly, powiedz mi... czy inni z Zakonu nie dawali o sobie znać?
   - Nie martw się... nic jej nie będzie...
   - Skąd ty?...
   - Ty też najwyraźniej nie specjalizujesz się w oklumencji - wyszczerzyła zęby, a do pokoju wszedł Harry z Ginny. Trzymali się za ręce.
   - Harry, chciałbyś ze mną zamienić słówko? - spytał Lupin
   - Eee.. Jasne, czemu nie. - zgodził się, ale był trochę zdziwiony.
     Wyszli do ogrodu.
   - Harry, posłuchaj, obiło mi się o uszy, że gdzieś się wybieracie z Ronem i Hermioną... - szepnął
   - No tak, ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć gdzie. To sprawa między mną, Ronem, Hermioną... a Dumbledorem...
   - Dumbledorem?
   - Tak, to on nam zlecił tę misję, ale naprawdę, nie mogę ci więcej powiedzieć, przykro mi...
   - Rozumiem, nie ma sprawy.
     W tym momencie w oddali rozległ się szmer. Po głosach można było poznać, że to Kingsley i Hermiona.
   - A tak poza tym, chciałbym ci jeszcze raz pogratulować tobie i Tonks...
   - Dzięki. - uśmiechnął się - A ja bym chciał pogratulować tobie i Ginny.
   - Co?... Aaa.. tak.. My rzeczywiście byliśmy razem... ale... ale...
   - Nie musisz kończyć. Rozumiem. Przepraszam.
     I zapadła niezręczna cisza. Trwała kilka chwil, póki nie przerwał jej kolejny szmer i pełen napięcia ton Nimfadory wypytującej się o męża.
   - Remusie... a tak poza tym... to planujecie z Tonks dzieci?
     Wtedy twarz Lupina zastygła w przerażeniu. O tym nie pomyślał. Potworna myśl ugodziła go niczym ciężki głaz.
_________________________________________
Dedyk dla Esther. która jest ze mną od początku mojego bloga <3
Rozdział znów nie grzeszy długością :( przepraszam Was za to, Wizards ;<

czwartek, 28 lutego 2013

Smutne informejszyn

Więc wiem, że nowy rozdział powinien się ukazać do dzisiaj, ale naprawdę chwilowo zabrakło mi weny i niestety nie możecie się spodziewać NN przynajmniej do weekendu :( Ale cóż, myślę, że lepszy rozdział taki dobry, napisany z natchnieniem, niż taki pisany na siłę, bez pomysłu...
Jeszcze raz przepraszam, wiem, że posypią się hejty :O

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 16.

   -Na mój znak! - krzyknął Moody. Remus spojrzał niepewnie na małżonkę, po czym przeniósł wzrok na Freda, który siedział z przodu miotły - Trzy...! Dwa...! JEDEN!!!
     Słychać było głośny szum, trzepot skrzydeł testral i warkot motoru Hagrida. Wszyscy ruszyli. Lupin spoglądał w stronę, w którą poleciała Tonks. Po chwili jednak zorientował się, że nawet nie wyjął różdżki, przez co Fred spoglądał na niego zdziwiony.
     To stało się w jednej chwili. Dwa tuziny śmierciożerców ich otoczyło. Zewsząd zaczęły błyskać zielone światła. 
   - Drętwota! Drętwota! Petrificus Totalus! Drętwota! Bombarda! - Remus krzyczał zaklęcia raz po raz. Słyszał, że Fred o twarzy Harry'ego naśladował go i rezultat był taki, że naokoło świstały zaklęcia o różnych kolorach, a mugole... no cóż... mugole pewnie uznali to za przedwczesny pokaz fajerwerków.
   - No witam.. Lupin.. - wyszeptał ktoś do ucha Remusowi - znów się widzimy.. ale my nie chcemy cię zabić, chcemy Pottera.. niepotrzebne śmierci są dzisiaj zbędne...
     Pomimo podpowiedzi rozumu, spojrzał w bok. Zobaczył okropną twarz Greybacka. Nie bał się. Wiedział o co im chodzi. Miał już doświadczenie w walce z osobnikiem jego pokroju. Zastanawiał się, czy wypróbować coś, co planował za każdym razem, gdy Fenrir był w pobliżu. Zaklęcie o którym myślał, mogłoby być okrutne także dla niego... ale mózg śmierciożercy był tylko odrobinę mniejszy od knuta, więc chyba warto spróbować..
    - Lupus Flavus Monstrum Maxima! - wypowiedział formułkę celując w serce Greybacka. Wykonał ruch podobny do strzepywania z różdżki włosa. Zadziałało od razu. Fenrir zaczął się zmieniać w wilkołaka. W jednej chwili wyjąc z bólu, spadł z miotły. Przerażeni śmierciożercy spojrzeli z pożądaniem na bliznę ,,Harry'ego''.
   - Daj nam Pottera - powiedział spokojnie - oddaj nam go. Bez walki. Opuścimy wtedy to miejsce. Nikomu więcej nic się nie stanie.
   - Nigdy. - odpowiedział Lupin - Drętwota!
     Fred zszokowany znajomością Remusa tak skomplikowanej magii dopiero teraz otrząsnął się z wrażenia. Wystawił na przód różdżkę gotów do rzucenia odpowiedniego zaklęcia.

***

W tym samym czasie.
     Tonks, która rozkazała Ronowi złapać się mocno w talii z przerażeniem spojrzała na śmierciożerców, którzy ich otoczyli. Wiedziała jedno - na pewno było ich coś ponad dwa tuziny. Wyszczerzyli żółte zęby na jej widok. Chyba po raz kolejny uznali, że jest za mało utalentowaną czarownicą. Po raz kolejny byli w błędzie.
   - Protego! - krzyknęła, a tarcza którą wyczarowała odepchnęła prawie wszystkich śmierciożerców z taką siłą, że ponad połowa pospadała z mioteł. Niestety została jeszcze druga połowa, która już zdążyła zdjąć wyczarowaną przez dziewczynę tarczę.
   - No, no, no... - wyszeptała czarnowłosa kobieta - witaj moja droga siostrzenico... przykro mi, że zeszłaś... na PSY... Avada Kedavra!
     Zielony promień oświetlił straszną twarz Bellatrix Lestrange. Nimfadora zrobiła jednak szybki unik i przemieniony w Harry'ego Ron o mało nie spadł. Wykorzystali chwilę w której Bellatrix patrzyła się zdziwiona w ich stronę. Pomknęli czym prędzej do przodu.
     Spostrzegli Remusa z Fredem uciekających w tym samym kierunku. Tonks uśmiechnęła się do siebie. Przynajmniej wiedziała, że jej mąż jeszcze żyje. Nagle wszystko się zmieniło. Śmierciożercy się zatrzymali. Wokół rozpostarła się jeszcze gorsza ciemność. Jeszcze bardziej głęboka.
     Pośród ciemności ukazał się biały punkt. Wężowa twarz Voldemorta obiegała władczym spojrzeniem wszystko i wszystkich poniżej siebie. Jego wzrok zatrzymał się na mknącym szybko na miotle Moodym. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać poleciał za nim. Nie na testralu, czy miotle. Po prostu unosił się w powietrzu. Ot tak.
     Walka znów się rozpoczęła. Tonks widziała, że jej ciotka nie da sobie spokoju, póki jej nie zabije. W końcu splamiła dobre imię rodu Blacków. Wyszła za wilkołaka.
     W stronę Dory nadlatywały kolejne klątwy. Mordercze Zaklęcie śmigało jej raz po raz tuż za uchem. Ona odpłacała oszałamiaczami... i tak na oko licząc zrzuciła z dwudziestu śmierciożerców.
     Powoli zaczęła się martwić o to, że Voldemort poleciał z Moodym... i na razie nie wrócił...

***

     Pomimo, że Remusowi udało się już unicestwić wielu śmiercióżerców wciąż pozostawało pytanie : gdzie jest Voldemort?! A co jeśli udało mu się zabić Moody'ego i porwać Mundungusa przebranego za Harry'ego? Z jednej strony bardzo martwił się o Szalonookiego, a z drugiej był bardzo ciekawy jak zareagowałby porwany Dung, zapewne przetrzymywany w siedzibie Voldemorta i torturowany, a później zabity?
     Ale nagle zobaczył Billa i ,,Harry'ego'' na testralu ściganych przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Trochę mu ulżało.
     Owszem - rzucali zaklęcia, choć ich miny były nietęgie. Z niewiadomych powodów mieli zaszklone, smutne oczy. Po policzku zmienionej Fleur spływała pojedyncza łza. Voldemort to chyba spostrzegł. Natychmiast odleciał od nich. Lupin zobaczył już w oddali swój cel... myślał tylko o jednym.. dotrzeć do domu Moody'ego... dotrzeć do domu Moody'ego... dotrzeć do domu Moody'ego... Fred spojrzał na niego z uśmiechem, gdy porzucili lecącego za nimi Czarnego Pana i przekroczyli barierę ochronną delikatnie lądując na trawie. Musieli niestety czekać na kolejny świstoklik dziesięć minut, więc usiedli przy stole i cały czas spędzili na kontynuowaniu tej pełnej nerwów ciszy... po chwili chwycili starą puszkę po zupie i poczuli lekkie szarpnięcie o okolicy pępka.. nie minęło kilka sekund, jak zobaczyli majaczącą się w oddali Norę...
___________________________________
No, myślę, że rozdział nawet okej.. no i w końcu się rozpisałam :) od teraz postaram się, żeby każdy rozdział był mniej więcej takiej długości ;> pamiętajcie o zasadzie trzech komentarzy ^^ do następnego razu Potterheads ;**

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 15.

Trzy dni później
     Remus i Tonks byli gotowi do odlotu. Dziewczyna pełna energii zamaszyście chwyciła dłoń męża. Deportowali się szybko do domu Szalonookiego Moody'ego. Listy wysłane przez śmierciożerców zostawili w domu, szczerze mówiąc zapomnieli o nich, bo doszli do wniosku, że Voldemort po prostu chce ich czymś zająć, żeby mieli mniej czasu na planowanie przenosin Harry'ego do Nory.
     Usiedli przy małym, niechlujnym stole w domu Alastora. Powoli zaczęli się schodzić wszyscy : najpierw Artur z Ronem i Hermioną, później Kingsley i Mundungus, Bill z Fleur, ogromny i barczysty Hagrid, a na końcu wreszcie Fred i George.
   - Więc plan jest taki. - burknął Moody - wszyscy zaraz aportujemy się u Pottera. Siedmiu z nas wypije eliksir Wielosokowy. Wtedy będzie siedmiu Potterów. Wszyscy dostaną kogoś do ochrony. Dlatego łącznie ze mną i Potterem jest nas czternastu. Po dwa na jeden środek transportu. Zrozumiano?!
     Każdy pokiwał głową, chociaż ten plan był tak skomplikowany, że chyba tylko pan Weasley i Kingsley zrozumieli o co chodzi. No cóż, ale w końcu to Szalonooki. Lepiej bezmyślnie kiwać głową, niż powiedzieć, że się nie rozumie. Kolejno wychodzili na podwórko i deportowali się do Privet Drive 4.
     Kiedy wszyscy znaleźli się w mieszkaniu, Remus chwycił za dłoń Tonks, bo wyraźnie zbladła mając przed oczami to, co ją czeka. Cały entuzjazm sprzed niecałej godziny wyparował.
     Po kolei przekraczali próg. Pierwszy wszedł Hagrid i zagadnął Harry'ego.
   - W porząsiu, Harry? Gotów do odlotu?
     Ani Lupin, ani Nimfadora nie szczególnie wsłuchiwali się w rozmowę. Słyszeli tylko, że Moody nakazał wejść do środka. No i jak się okazało, Harry nie wiedział nic o zmianie planu. Tym bardziej zdziwił się na widok Kingsley'a.
   - Kingsley, myślałem, że ochraniasz premiera mugoli!
   - Przez jedną noc jakoś sobie beze mnie poradzi. - odpowiedział poważnie - Ty jesteś ważniejszy.
     Nagle Tonks, która przed chwilą usiadła wystawiła lewą dłoń i pokazała piękny pierścionek.
   - Hej, Harry! Zgadnij! - powiedziała z dumą
   - Pobraliście się?! - Harry przeniósł wzrok na Remusa
   - Szkoda, że nie było cię na weselu, Harry. Ale było bardzo skromne.
   - To wspaniała nowina! Gratulu...
   - No dobra, dobra, później będzie czas na pogaduszki! - ryknął Moody na całą kuchnię. Powoli zaczął wyjaśniać Harry'emu nowy plan.
     Chwilę trwało, zanim ten zgodził się na wyrwanie mu sześciu włosów i wrzucenie ich do eliksiru, ale nareszcie siedmiu identycznych Potterów wyszło na ganek. Udało się też porozdzielać kto z kim jedzie : Mundungus-Harry z Moodym, George-Harry z Arturem, Fred-Harry z Remusem, Fleur-Harry z Billem, Hermiona-Harry z Kingsley'em, a prawdziwy Harry z Hagridem.
     Lupin podszedł do Nimfadory.
   - Doro.. pamiętaj.. cokolwiek by się stało.. ja zawsze.. powtarzam.. ZAWSZE będę przy tobie.. nawet gdyby któreś z nas... Pamiętaj...
   - Ty też pamiętaj.. ja tak strasznie cię kocham.. nic się nie stanie.. oni nie znają daty.. nie znają planu..
   - Ale nie ma pewności.. nigdy bym sobie nie darował, gdyby podczas tego lotu coś ci się stało... na Merlina..
   - Z tylu sytuacji wyszliśmy już cało.. nie ma rady, z tego też nam się uda wykaraskać!
     Tonks uśmiechnęła się w taki cudowny, taki szczery sposób. Na oko opadł jej różowy kosmyk. Remus wyciągnął dłoń i delikatnie odgarnął go na bok.
   - Po prostu cię kocham...
     Pocałował żonę chcąc wyrazić w tym pocałunku wszystko co czuł. Chciał, żeby wiedziała, że jest dla niego najważniejsza.. że wszystko co robi, robi dla niej, że tak bardzo się o nią boi.. tak bardzo...
_______________________________________
Powiem szczerze, nie podoba mi się ten rozdział (no, może końcówka jaka taka) i przykro mi, że taki krótki :( ale jestem wykończona i nie mam właściwie w ogóle czasu. Postanowiłam też, że od teraz obowiązuje zasada trzech komentarzy (nie licząc oczywiście moich) . Gdy ów trzy komentarze się pojawią, do następnego dnia możecie się spodziewać kolejnego rozdziału :)

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 14.

     Obudzili się wczesnym rankiem. Remus poszedł do łazienki, aby się ubrać i uczesać. Tonks jeszcze przez pewien czas rozmyślała. W końcu też się ubrała i zmieniła włosy na kręcone z tęczowymi pasemkami na całej głowie. Spostrzegła swojego męża wchodzącego do pokoju. Powitała go promiennym uśmiechem.
     Pamięć Lupina została przywrócona. Taka myśl przelatywała raz po raz przez umysł Dory. A jednak Dumbledore miał rację. Magia miłości naprawdę istnieje. Nie możliwe, a jednak...
   - Doro, Tonks.. posłuchaj.. wiesz.. chyba powinniśmy deportować się do twoich rodziców.. oni o niczym jeszcze nie wiedzą! - szepnął z przejęciem - aha, właśnie.. i mam dla ciebie niespodziankę! Za trzy dni będziemy w straży, która przetransportuje Harry'ego do domu twoich rodziców, a potem do Nory!
   - Łał! Super! Nie mogę się doczekać! W końcu jakaś pozytywna.. akcja - uśmiechnęła się
     Zjedli pospieszne śniadanie i wyszli na opustoszałą Pokątną. Jedynym elementem, który jarzył się w oddali był sklep z Magicznymi Dowcipami Weasleyów. Para uśmiechnęła się na sam jego widok. Chwycili się za ręce i deportowali się z cichym pyknięciem.
     Aportowali się jak zwykle na ganku. Początkowo Tonksowie nawet nie zauważyli przybycia córki. Odgłos teleportacji chyba ich jednak trochę przestraszył. Ostatecznie Nimfadora nie wróciła na noc do domu. Z początku Ted tylko wychylił głowę zza drzwi. Po chwili wyskoczył cały z różdżką wycelowaną w serce Tonks.
   - Ile lat miała moja córka, gdy nauczyła się jeździć na rowerze?!
   - Spokojnie tato.. ja nigdy nie nauczyłam się jeździć na rowerze. Powiedziałam ci wtedy, że te sztuczki mugoli na dwóch kołach połączonych drutem mnie nie obchodzą. Nie odzywałeś się do mnie przez tydzień. Kolarstwo to przecież twoja pasja.
   - A teraz ty... - tutaj wycelował różdżkę w Remusa - w jaki sposób oświadczyłeś się mojej córce?
   - Przemieniłem się w wilkołaka i oświadczyłem się po psiemu...
   - Przepraszam was za to, ale w tych czasach... szkoda gadać.. tak się martwiliśmy, Nimfadoro!
   - Tato, nie było o co... znalazłam wczoraj Remusa, był w swojej kawalerce i pakował się, żeby wyjechać do Hogwartu... no i.. zostałam na dłużej...
     Ted tylko pokiwał głową i uśmiechnął się ironicznie. Wciąż nic nie mówiąc zaprosił ich gestem do środka. Andromeda widząc ich razem uściskała najpierw swoją córkę, potem zięcia.
     Parze udało się dosyć szybko wyzwolić od rodziców. Tonks miała niespodziankę dla męża. 
     Weszli razem do pokoju Remusa. Dziewczyna kazał mu usiąść. Powiedziała, że taki natłok informacji mógłby być dla niego wystarczającym wstrząsem, aby upaść. 
     Dora poszła na chwilę do swojego pokoju i przyniosła gruby plik listów. 
   - Posłuchaj. To są listy, które dostawałam zanim się zeszliśmy. Są od śmierciożerców. 
    Lupin chwycił pierwszy list i zaczął go czytać :
Z tego co nam wiadomo, jesteś córką szlamy. 
    Wziął drugi : 
Nasze informacje są poprawne, wiemy o wszystkim. Już po twoim wilkołaku.
Ale nie będziesz się miała czym martwić, jeśli wydasz nam Pottera.
Masz wybór.
Yeaxley
    Trzeci : 
Dobrze, że czytasz nasze listy. 
Ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
    Czwarty :
Te listy ci podpowiadają. Jesteś za głupia.
    Piąty :
Ekhm.. to ostatni list. Koniec podpowiedzi. Giń. Arnold Yeaxley.
     Remus brał kolejno każdy list i czytał je kilkakrotnie. 
   - I dostałaś je w takiej kolejności?
   - Tak, a co?
   - Jestem pewien, że one zawierają jakąś zaszyfrowaną wiadomość. Voldemort chyba postanowił dać nam szansę. Nam i naszej inteligencji. Ale nie mogę dojść, co to za wskazówka... Niestety śmierciożercy mieli rację... jesteśmy zbyt głupi.
     Szkoda, że żadne z nich nigdy nie zauważyło zaszyfrowanych słów 'Znamy datę'. Ciekawe, jak wiele mogłoby to zmienić...
_______________________________________________________
Cóż, jak dla mnie rozdział beznadziejny :( kolejnego spodziewajcie się do soboty ^^

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 13.

     Zdruzgotana Tonks siedziała na łóżku Remusa jeszcze przez kilka chwil. Nie do końca dotarło do niej co się stało.W sumie nie wiedziała, jakim cudem jej mąż nic nie pamięta. Ktoś musiał na niego rzucić zaklęcie zapomnienia.. co by oznaczało, że Scabior niekoniecznie znajdował się pod klątwą zaklęcia Imperius. I możliwe, że Obliviate rzucone na niego chybiła - w końcu Dora była podniecona odnalezieniem sposobu na ,,odnalezienie'' swojego męża.
     W tym samym momencie do pokoju wbiegli jej rodzice.
   - Doro! Posłuchaj, mam złą wiadomość! Coś poszło nie tak! Scabior.. on wcale nie był pod Imperiusem.. w dodatku Zaklęcie Zapomnienia też nie poskutkowało! - krzyknęła Andromeda - ale w ostatniej chwili rzuciliśmy z Tedem bardzo potężne Obliviate.. tym razem na pewno się udało, sprawdziliśmy to z veritaserum.. ale powiedz - CO Z REMUSEM?!
  - Straciłam go - usta jej zadrgały - wykasował mu wspomnienia.. myśli, że właśnie został przyjęty na posadę do Hogwartu, Syriusz jest winny.. aha.. no i.. że nie ma żony.. - Tonks zaczęła płakać tak jak nigdy nie płakała.
     Serce jej pękało. Nie umiała rzucać anty-zaklęcia na Zaklęcie Zapomnienia.. Straciła jedyną osobę dla której warto było żyć. Chciała umrzeć. Chciała, żeby ten koszmar w końcu się skończył. Chciała pójść do samego Voldemorta i kazać mu się torturować.. a potem zabić.. Chciała umrzeć..
   - Nie. - powiedziała - Pojadę do niego. Spróbuję zrobić co mogę.
     I bez zastanowienia wyszła z pokoju. Nie spojrzała nawet na zaskoczone miny rodziców. Deportowała się na ganku i aportowała się w kawalerce męża.
   - Znowu ty? - zdziwił się - ehh.. no dobra. Ja w sumie chciałem cię przeprosić. Niepotrzebnie wrzasnąłem.. coś musiało ci się pomieszać..
   - Nic mi się nie pomieszało.. Nazywam się Nimfadora Lupin. Ty jesteś Remus Lupin i jesteś moim mężem. Syriusz - twój przyjaciel zmarł ponad rok temu. Dumbledore miał pogrzeb przed miesiącem.. A Sam-Wiesz-Kto wrócił. Zakon Feniksa znowu działa. Posłuchaj mnie! Mówię prawdę!
   - Nie, nie mówisz.. jestem nauczycielem obrony przed czarną magią w Hogwarcie. Od urodzenia zawsze byłem singlem. Seryjny morderca Syriusz Black był kiedyś moim przyjacielem, ale odkąd zdradził Jamesa i Lily.. i ten biedny Harry Potter.. szczerze ci powiem, że mam ogromną nadzieję spotkać go w Hogwarcie!
   - Ty go przecież znasz! W sumie się z nim przyjaźnisz! A ja cię bardzo kocham! Przypomnij to sobie.. przypomnij.. - zapłakała
   - Przykro mi.. nie pamiętam.. naprawdę mi przykro..
      Nie mogła tego słuchać. Wpatrywała się w niego i w jednej chwili pocałowała go w usta..
   - T-Tonks? - wyszeptał, po czym pocałował ją, a ona wsunęła dłoń pod jego koszulę...
_____________________________________________________________________________
No w końcu się doczekaliście :) Mam nadzieję, że chwyciliście o co chodzi w ostatnim wątku.. :D

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 12.

     Uśmiech wciąż nie schodził z przerażającej twarzy Scabiora. Patrzył z politowaniem na wyciągniętą różdżkę Tonks. Jego mina sprawiała wrażenie zbyt pewnej siebie, aby można było się nabrać na jego absolutną odwagę.
     W tym samym momencie Andromeda i Ted także wyjęli różdżki. Scabior stał niewzruszony, choć jego ręka powędrowała za pazuchę, aby wyjąć i swoją. Stali tak w milczeniu przez kilka sekund.
     Nagle z miejsca w którym stał Ted poleciał czerwony promień. Obie kobiety były początkowo pewne, że to tylko zaklęcie Drętwota rzucone niewerbalnie. Ogólnie rzecz biorąc zmieniły punkt widzenia dopiero wtedy, spojrzały na wijącego się z bólu śmierciożercę porażonego klątwą Cruciatus.
     Nimfadora podbiegła do ojca, błagając go aby zdjął zaklęcie. Przekonała go, że ma własny pomysł. No i że tylko i wyłącznie ona chce ratować swojego męża. Rodzice więc cofnęli się o krok i pozwolili córce działać. Ta przyłożyła różdżkę do gardła Scabiora i wyszeptała formułkę klątwy Imperius.
   - A teraz. - powiedziała cicho - Deportujesz się z nami. Gdy aportujemy się w naszym ogródku, zdejmiesz Imperiusa z mojego męża - Remusa Lupina. Rozumiemy się?
     Ten pokiwał głową i bez zastanowienia ruszył za Tonks. Andromeda i Ted spojrzeli po sobie, jakby wypominając własną głupotę. Nie wpadli na najprostsze rozwiązanie, którym było zwalczenie ogniem ognia. Deportowali się za płotem i aportowali się znów przy wzgórzu niedaleko domu Tonksów.
   - Ale córeczko! Co później?! - pytał zadyszany Ted - przecież.. tamci śmierciożercy wiedzą gdzie my mieszkamy! Jesteśmy w niebezpieczeństwie!
   - Ano widzisz.. oni nic nie wiedzą - rzekła pogodnie - umiem dosyć dobrze wykorzystywać sztukę oklumencji.. no i rzucając Drętwotę.. rzuciłam też Zaklęcie Zapomnienia.. O! Patrzcie! Już jesteśmy!
    Rodzice znów wymienili trochę przerażone spojrzenia.. tak jakby bali się wiedzy i sprytu swojej córki.
    Wszyscy podeszli do drzwi. Najbardziej podniecona była Tonks, która kazała Scabiorowi wbiec pierwszemu, aby zdjąć klątwę z jej męża. Gdy tylko ten wybiegł, rzuciła na niego Zaklęcie Zapomnienia i poprosiła matkę, aby ta go gdzieś deportowała. Sama poszła do pokoju, gdzie jej ukochany leżał nieruchomo na ziemi. Wyszeptała szybko formułkę zaklęcia (Renervate!) i pomogła mu wstać.
   - K-kim jesteś? Co ja tu robię? P-przecież powinienem być w Hogwarcie! D-Dumbled-dore mnie potrzebuje! A wiesz, że mnie mianował nauczycielem obrony przed czarną magią? A tak w ogóle, to nazywam się Remus Lupin. - podał jej rękę - a ty?
     Nagle spojrzał na swoją dłoń i zobaczył pierścionek.
   - Patrz! Mam jakiś złoty szmelc na palcu! A tak poza tym, to niedawno uciekł straszny przestępca - Syriusz Black! Trzeba się chować!
   - J-ja? Nazywam się N-Nimfadora... - zawahała się. Nie wiedziała co powiedzieć : Tonks, czy Lupin? - Nimfadora Lupin. Jestem twoją żoną. Stąd ten pierścionek. Syriusz Black to twój przyjaciel, który zmarł w Ministerstwie Magii ponad rok temu.
   - Ty kłamliwa babko! Pewnie jesteś jedną z tych, co pomogli Blackowi nawiać! Nie zgadzam się na to! Przecież.. no przecież.. na brodę Merlina!
     I wstał zabierając swoją niespakowaną walizkę, po czym wyszedł trzaskając głośno drzwiami.
_________________________________________________________________
Nie mam pojęcia kiedy kolejny rozdział, więc czekajcie :)
Pewnie zauważyliście, że zmieniła się nazwa linku strony.. więc wszystko poza tym jest tak samo - jakby co, pytajcie o wszystko w zakładce ze spamem ^^

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 11.

     Remus leżał nieprzytomny na podłodze. Zrozpaczona Nimfadora nie wiedziała co zrobić. Ostatecznie, gdyby pozwoliła mu wstać i normalnie funkcjonować, to śmierciożercy mieli by wzgląd do całego Zakonu Feniksa.. no i groziłaby jej śmierć z rąk własnego męża.. Spojrzała smutno na Lupina i bezradnie rozłożyła ramiona. Wtedy sobie coś przypomniała.. rodzice.. oni wciąż leżą ogłuszeni.. albo gorzej.. może martwi..
     Czym prędzej pobiegła do pokoju naprzeciwko. Odetchnęła z ulgą widząc, że oboje pomimo iż nie poruszają się, to widoczne były drgania na ich piersiach. Szybko rzuciła zaklęcie wzmacniające, a ci powoli zaczęli się podnosić z podłogi.
   - Kochana.. co się stało? - spytała zdezorientowana Andromeda - w jednej chwili pijemy sobie z Tedem kawę.. a potem.. błysk czerwonego światła i już leżymy na podłodze!
   - Później mamo, później! Remus leży na podłodze, musiałam go oszołomić.. a śmierciożercy.. tak mamo, byli tu śmierciożercy.. w każdym razie.. oni rzucili Imperiusa na Remusa!
   - Na brodę Merlina! Co my teraz mamy zrobić?! - szepnął zrozpaczony Ted - pamiętajcie o tym, że tylko i wyłącznie osoba która rzuciła Imperiusa, może go zdjąć... Co oznacza, że mamy dwa wyjścia.. albo odnaleźć śmierciożercę, który rzucił zaklęcie.. albo - przełknął głośno ślinę - albo.. będziemy musieli zabić Remusa...
   - Nie! Nie ważcie się! Wszystko tylko nie to! - zapłakała Tonks
   - Jeżeli nie odnajdziemy tego śmierciożercy.. co więcej.. jeżeli nie uda nam się go namówić do zdjęcia tego Imperiusa.. to obawiam się, że nie będziemy mieli wyboru.. - zasmuciła się Andromeda - wiem, że to jest ciężkie, ale Remus wtedy najprawdopodobniej stałby się szpiegiem śmierciożerców.. a muszę ci przypomnieć, że on już był pewien czas w Zakonie.. więc zna już pewne fakty.. takie których śmierciożercy.. znać nie powinni.. a wszystko to oznacza, że nie mamy właściwie żadnego wyboru.
     Zapłakana Dora opowiedziała rodzicom o reszcie szczegółów - gdzie się wybrali, w jaki sposób śmierciożercy tam przybyli - poprostu wszystko. Zaplanowali więc swój wyjazd dokładnie - tak żeby Scabior zgodził się zdjąć klątwę.
     Po kilku godzinach zaczęło świtać. Nimfadora wraz z rodzicami deportowała się sprzed domku już z samego rana. Znaleźli się tuż obok bramy, którą wchodziło się do dawnego ośrodka. Nad nią widniał Mroczny Znak - zapewne wyczarowany zaraz po zamordowaniu tych biednych mugoli. Tonksowie próbowali przebrnąć przez ową bramkę, lecz bezskutecznie - zapewne miejsce było zapieczętowane jakimiś zaklęciami. Udało im się jednak dostrzec jednego ze śmierciożerców kręcącego się tu i ówdzie - zapewne w celu ostrzeżenia reszty, gdyby w okolicy pojawili się jacyś ludzie. Najwyraźniej spostrzegł trójkę gości stojących tuż przy bramce. Uśmiechnął się szyderczo, jakby spodziewał się ich wizyty już od pewnego czasu. Krzyknął do innych śmierciożerców coś, czego żadne z trójki nie dosłyszało. Nagle ujrzeli opadającą powoli tarczę, przez którą nie udało im się niegdyś przejść. Delikatnie zrobili krok. Udało im się.
     Na czele grupy śmierciożerców, którzy dopiero co przyszli stał Scabior.
   - Czego chcesz?! - wrzasnęła Nimfadora - czego chcesz za Remusa? Zdejmij z niego zaklęcie!
   - Ja? - wyszczerzył zęby - hmm.. chyba każde z was wie, czego chcę.. dajcie mi złoto, biżuterię, wszystko co macie! Aha.. no tak.. zapomniałbym.. jeszcze koledzy, którzy pomogli.. więc oczekujemy po pięć tysięcy galeonów od łebka. A było nas trzynastu.. razem ze mną..
   - Ty... gnido! - oburzyła się dziewczyna - bardzo dobrze wiesz, że my tyle nie mamy! Odczaruj go.. albo.. - uśmiechnęła się tak, jakby przypomniała sobie o czymś - mam lepszy pomysł! - i wytężyła twarz, tak jak w trakcie zmiany wyglądu. Silnie myślała o formule zaklęcia.. i równocześnie próbowała zastosować oklumencję..
     Śmierciożercy wyszczerzyli się w paskudnym uśmiechu. Najwyraźniej uznali, że Tonks jest tak nieudolną czarownicą, że nie umie nawet rzucić zaklęcia niewerbalnego. Okazało się więc, że ta była jednak wystarczająco dobrą aktorką.
     W jednej chwili wszyscy śmierciożercy upadli bez zmysłów. Jedynym, który pozostał na chodzie był Scabior.
________________________________________________________
Zawiodłam się na Was wizardy ;c nic, zero komentarzy.. po prostu.. klapa!

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 10.

     Dookoła rozległ się cichy szmer podniecenia. I nagle - w jednej chwili pół tuzina śmierciożerców jednocześnie rzuciło klątwe Cruciatus na Remusa. Czuł straszny ból. Ból gorszy od wszystkich nieszczęść na świecie. Zaklęcie ugodziło prosto w pierś. Krzyczałby, gdyby nie był sparaliżowany zaklęciem pełnego porażenia ciała. Całe życie przebiegło mu przed oczami.
   - Aaa.. co tam.. ej wy! - krzyknął Scabior do sześciu pozostałych śmierciożerców, którzy najwyraźniej nie byli pewni, czy wolno im uderzyć zaklęciem Dorę - chodźcie, pomoglibyście trochę..
     I w tym samym momencie kolejne pół tuzina osób dołączyło się do torturowania Lupina.
   - No dobra! Dajcie mu na razie spokój! - wrzasnął Scabior - teraz - zajmiecie się jego panienką.. może woli popatrzeć na nią? - w tym samym momencie brutalnie go odwrócił, tak, żeby mógł patrzeć na torturowanie Tonks - a wiesz.. z chęcią zamienie z tobą słówko.. przejdziemy się do pokoju tej ździry.. Levicorpus! - nagle poderwało Remusa i odwróciło go do góry nogami. Scabior ciągnął go za sobą niczym lalkarz kukiełkę - widzisz... przyszła kryska na matyska.. Crucio! Boli, co? To pobawimy się jeszcze lepiej... Imperio! Hmm.. to teraz już jesteś.. rzekłbym.. bezpieczny.. zdejmę z ciebie zaklęcie porażenia.. - i płynnym ruchem pozwolił się poruszyć Remusowi - dobra.. to chyba możemy już iść.. mamy wzgląd do Zakonu Feniksa.. wystarczysz nam.. Lupin.. EJ WY! IDZIEMY! ZOSTAWCIE TĄ BABĘ! WYCHODZIMY! - i takim samym gestem ściągnął zaklęcie z Tonks.
     W tym samym momencie, Remus pobiegł - jak gdyby nigdy nic - do pokoju w którym przerażona Tonks siedziała na krześle.
   - Czego jeszcze chcesz? - spytał oschle Lupin - nie dosyć narobiłaś? Przez to, że po ciebie wróciłem, miałem same kłopoty, idiotko!
   - A-ale.. j-j-ja m-myślałam.. że t-ty m-mnie k-k-k-kochasz! - zaszlochała
   - No to źle myślałaś. Wielka szkoda ździro, że twój ojciec jest szlamą. Długo nie pożyje.. ale o tym chyba sama bardzo dobrze wiesz, co?
   - Jak możesz tak mówić?! Obiecywałeś! A ja jestem twoją żoną i nie pozwolę, żebyś tak się wyrażał! Wynocha! Wynoś się stąd!
     Pomimo, że Remus czuł tę cudowną błogość, tę lekkość.. w pewnej chwili zaczęły do niego docierać słowa Tonks. Ale tylko strzępki... zrozumiał zaledwie tyle, że ktoś mówi jego ustami. I wtedy sobie przypomniał o rzuconej na niego klątwie Imperius. Spróbował sam poruszyć palcem. Bez skutku. Wtedy spojrzał na tą rozczarowaną twarz Dory. Znowu spróbował. Tym razem mu się udało. Po kilku kolejnych próbach samodzielnie ruszał już całym nadgarstkiem. Teraz docierały do niego wszystkie słowa wypowiadane i przez niego.. i przez Tonks...
   - Kłamałem! Zwykle kłamię takim sukom jak ty! Jej ojciec to szlama... patrzcie! Co za ironia! Chyba zasłużyłaś... Crucio!
     Nimfadora zaczęła wić się z bólu. Nagle do Lupina powróciła świadomość. On tak nie może. Wyszeptał w myślach ,,nie'' i całą siłą woli opuścił różdżkę. Potem znowu ją podniósł, ale nie zdążył nawet wymówić formuły zaklęcia. Teraz to co kazał mówić mu Scabior mieszało się z tym, co sam chciał mówić.
   - Jesteś dzieckiem szll... nie prawda! Ja kocham.. głupia ździra! Dziecko szlamy.. co za hańba.. Pomóż! Ja cię naprawdę koch... durna baba! Po co ona żyje? Lepie... Nie! Doro! Uciekaa.. Avada Kedav... Nie! Nimfadoro.. błagam.. uciekaj!.. Ha! A może lepiej tak! Drętwota!.. Nie możesz nie! Renervate!
     Do Tonks dopiero teraz dotarło, że jej mąż znajduje się pod działaniem zaklęcia Imperius. Nie miała wyjścia. Czym prędzej rzuciła na niego Drętwotę i z wyrazem przerażenia na twarzy wpatrywała się w jego ogłuszoną twarz nie wiedząc co zrobić..
__________________________________________________
No to jak zwykle, jutro kolejny rozdział - papatki ;**

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 9.

     Euforia po zwyciężeniu śmierciożerców utrzymywała się przez całe popołudnie. Ted i Andromeda Tonks zostali o wszystkim oczywiście poinformowani. Andromeda o mało nie zemdlała, gdy dowiedziała się o porwaniu jej córki i o cudzie, dzięki któremu udało się ją uwolnić.
   - Remusie! Jesteśmy ci z Tedem tacy wdzięczni! Co by się mogło stać z naszą córką, gdybyś nie wpadł na ten genialny pomysł z Eliksirem Wielosokowym! I jeszcze jakie szczęście, że akurat miałeś włos Harry'ego...
   - Ano widzicie, to nie jest moja zasługa.. na ten pomysł wpadłem po tamtym oszuście podajacym się za Moody'ego trzy lata temu... A że miałem włos Harry'ego, to tylko dlatego, że uczyłem w Hogwarcie, więc w zasadzie to nie dzięki mnie Dora przeżyła, tylko dzięki Dumbledorowi, który mnie wtedy zatrudnił.. pamiętam ten wspaniały rok.. a najlepsze było pod koniec.. gdy..
     Ale nagle Lupin nachmurzył się i nie rozmawiał z nikim do końca dnia. Zmartwieni Tonksowie próbowali dociec : o co chodzi? Jedyna Nimfadora nie objawiała szczególnego zainteresowania.. ona sama leżała w swoim pokoju, nie do końca świadoma co się dzieje dookoła niej. Klątwa Cruciatus coś w niej zmieniła. Włosy z powrotem oklapły jej i zmieniły barwę na szaroburą. Pustym spojrzeniem patrzyła przed siebie skulona na swoim fotelu - tak jak tamtego pamiętnego dnia, gdy Remus postanowil dać szansę ich związkowi.
     W jej głowie myśli biegały niczym rozpędzone rumaki.. wspominała wydarzenie sprzed kilku godzin. Wspominała także ból i fizyczny i psychiczny. Pamiętała tę chwilę, w której była pewna, że jej mąż pozostawił ją na pastwę losu, że wybrał własne bezpieczeństwo, zamiast jej życia. A potem.. nagle ta jedna chwila.. w której okazało się, że to własnie on przyszedł, aby ją uwolnić.. A teraz? Co się działo? Remus potrzebował wsparcia swojej żony. Coś się stało, ale nikt nie wiedział co. Jedyną osobą, która mogła go teraz pocieszyć była ona sama, ale zamiast pójść do swojego męża - siedziała na miękkim fotelu, rozmyślając o nie ważnych szczegółach.
     W tej samej chwili postanowiła, że tak nie może być. Wstała i poszła do pokoju na przeciwko.
   - Eee.. kochanie.. - szepnęła - coś.. coś się stało?
   - N-nie.. t-t-to n-nic t-takiego.. - odrzekł roztrzęsionym głosem - a-ale j-j-j-jak chcesz, t-to u-usiądź..
   - Więc.. proszę, powiedz mi.. bardzo dobrze wiesz, że mnie możesz bezgranicznie ufać i nic złego się nie stanie, jak opowiesz.. ulży ci..
   - N-no d-d-dobra... t-to.. może zacznę od tego.. wiesz.. Syriusz i James to byli moi najlepsi przyjaciele.. na dobre i na złe... Kochałem ich jak braci... a to właśnie ja pomogłem Syriuszowi uciec z Azkabanu.. w pewnym sensie.. gdyby nie ja, on nigdy nie stałby się animagiem.. nie udałoby mu się... ale potem i tak zginął.. a ja? Ja patrzyłem na jego śmierć bez zmrużenia oka! Dałem mu umierać! Po prostu! A James? James zginął jeszcze wcześniej! Podejrzewałem Glizdogona, to ja przekonałem wszystkich, żeby to Syriusz stał się Strażnikiem Tajemnicy! Jako dobry przyjaciel nie powiedziałem im swoich obaw.. nikt nie wiedział, że podejrzewałem Petera.. dlatego oni zaczęli podejrzewać mnie.. i wtedy zmienili plan.. że to właśnie Pettigrew miał być Strażnikiem! Gdybym wtedy o tym wiedział.. gdybym wiedział... Ale teraz wcale nie byłem lepszy! Pewnie jakbym nie znalazł tego włosa, to bym się przeraził! Jestem tchórzem.. jestem idiotą..
     Lecz zanim Nimfadora zdążyła powiedzieć cokolwiek na pocieszenie dla swojego męża, naokoło rozległy się ciche pyknięcia towarzyszące zwykle deportacji, albo aportacji...
     Z hukiem otwarły się drzwi małej sypialni Remusa. Stanął w nich z tuzin śmierciożerców..
   - Oooo.. jak miło - zaśmiał się jeden z nich - przykro mi że musimy wam zepsuć tę cudowną chwilę... trzy.. dwa... jeden! Petrificus totalus! Co za ironia... przed waszą.. hmm.. deportacją.. udało nam się rzucić na was pewne zaklęcie.. wiedzieliśmy gdzie szliście, co robiliście.. no i co mówiliście.. ciekawie się tego słuchało.. Lupin.. ale tym razem nie nabierzesz nas na Eliksir Wielosokowy..
   - E! Scabior! Możemy zaczynać?! - łypnął groźnie inny śmierciożerca - już się zmęczyłem..
   - Hmm.. czemu nie? Bierzcie ich!
_____________________________________________________
Znowu się trochę rozpisałam ;> aa.. i zapomniałam wczoraj Wam napisać, że pomysł na rozdział ósmy podsunęła mi moja koleżanka z klasy Natalka ^^ pozdrawiam ją tutaj serdecznie :D

środa, 6 lutego 2013

Rozdział 8.

     Dookoła można było spostrzec porozrzucane ciała tych biednych mugoli, którzy stali się kolejnymi ofiarami śmierciożerców. Prócz nich przy życiu utrzymała się para nowożeńców - czarodziejów. A już byli pewni, że ich tydzień miodowy będzie taki spokojny!
     Wpatrywali się w przerażającą twarz Fenrira Greybacka. Miał pełno blizn i ran - zapewne nabytych podczas ataków na małe dzieci, które planował przemienić w wilkołaki i na zawsze zniszczyć ich życie. Z jego sinych warg wystawały potężne kły, choć nie było wcale pełni. Wpatrywał się z pożądaniem w szyję Nimfadory Lupin.
     Jej małżonek zobaczył owe spojrzenie, więc wyrywając się błagał o litość dla niej.
   - Zostawcie ją! - krzyczał Remus - Błagam! Weźcie mnie! Weźcie mnie zamiast niej! Proszę was!
     Najwyraźniej rozbawieni śmierciożercy wykorzystali chwilę.
   - Crucio!
     Dora zaczęła rzucać się z bólu. Lupin wyraźnie nie mogąc na to patrzeć, szybkim ruchem wyciągnał scyzoryk, który trzymał w kieszeni i rozerwał sznury, które oplotły ich. Wziął Nimfadorę pod ramię i wypiegł poza teren zaklęcia uniemożliwiającego aportację. Cichym pyknięciem... deportował się. Jednak tuż przed odlotem delikatna dłoń dziewczyny wyślizgnęła mu się z uchwytu.
     Dotarł na wzgórze niedaleko domu Tonksów.
     Remus odkrył, że w ręce, przez którą przed chwilą puścił Dorę, trzyma niewielką karteczkę, gdzie niezbyt starannym pismem było napisane :
Mamy twoją babkę.
Jak chcesz ją z powrotem, przyprowadź do nas Pottera. Nikt z Zakonu nie będzie o niczym wiedział. Czekamy na Pottera.
     Przerażony Lupin nie wiedział co ma zrobić. W pewnej chwili do głowy wpadł mu pewien genialny pomysł. Aportował się do swojego pokoju, który zamieszkiwał przed zejściem się z Nimfadorą. Dopadł kufry, które niegdyś zabrał do Hogwartu, gdy miał tam uczyć. Znalazł to, co było mu potrzebne - krótki czarny włos - z pewnością należący do Harry'ego Pottera. Odnalazł także resztki eliksiru Wielosokowego.
     Ponownie deportował się w okolicę, gdzie śmierciożercy pozostawili jego żonę. Nie wyglądał jednak jak Remus Lupin. Miał czarne włosy, zielone oczy i cienką bliznę w kształcie błyskawicy na czole.
     Przeszedł przez granicę utworzoną przez śmierciożerców. Fenrir Greyback spojrzał na niego jak urzeczony.
   - Eee! Patrzcie... kogo my tu mamy?... - wyszczerzył potworne kły - oto Harry Potter... a gdzie Lupin?
   - Przyszedłem sam! Ten tchórz Lupin bał się tu wrócić nawet po swoją żonę! - wrzasnął z całych sił - oddajcie.. eee.. Tonks! Dajcie się jej aportować, a oddam się w ręcę Voldemorta bez walki!
     Po części słowa Lupina były prawdziwe. Ostatecznie śmierciożercy porwali jego różdżkę i nawet gdyby była taka konieczność, on nie byłby w stanie się pojedynkować.
   - Ale najpierw - szepnął - oddajcie Tonks różdżkę. Eee.. różdżkę Lupina też! Wiecie, że nie możecie mnie zabić, a poza zaklęciami uśmiercającymi nie umiecie nic! A wątpie, żeby wasz pan był zachwycony, gdy przyniesiecie mu moje ciało i przepowiednia się nie spełni!
     Śmierciożercy wyraźnie zalękli się jego słowami. Remus nie czuł strachu. Czuł ból. Widział tę zawiedzioną twarz Dory, która nigdy się nie dowie, że on wcale jej nie opuścił.. a jak się dowie, to już po jego śmierci..
   - Dobra. Oddamy tej babce różdżkę - jej i Lupina, ale tylko pod warunkiem, że jeżeli użyje wobec nas jakiekolwiek zaklęcie - uśmiechnął się ironicznie któryś ze śmierciożerców - to rzucimy na waszą dwójkę klątwę Cruciatus.
     Fenrir Greyback bardzo powoli zbliżyl sie do Tonks i wręczył jej obie różdżki. Lupin odkrył, że jeżeli chce przeżyć, to nie ma wyboru. Musi odebrać swoją różdżkę.
     W jednej chwili rzucił się w stronę Dory wyrywając jej różdżkę. Czym prędzej strzelił w śmierciożerców różnymi zaklęciami i wyciągnął Tonks poza strefę anty - deportacyjną. Jak najszybciel aportowali się do domu jej rodziców. Zdezorientowana dziewczyna zaczęła w pośpiechy dziękować ,,Harry'emu".
   - Harry! - krzyknęła - uratowałeś mi życie.. dzięki... szkoda tylko, że Remus.. się nie pojawił. No, ale teraz przynajmniej wiem jaki jest naprawdę. Hej.. o co chodzi?
     Zdziwiona Tonks spojrzała na chłopca, który dusił się ze śmiechu. W dodatku eliksir powoli tracił moc, więc podrósł ze stopę, zmieniał mu się kolor włosów i oczu i zaczęły pojawiać się zmarszczki.
   - R-Remus! - uśmiechnęła się
   - A tak, ja.. bo widzisz, Harry'ego raczej bym im nie zaprowadził, a tak się szczęśliwie złożyło, że miałem jego włos w swoich starych rzeczach..
     Ale zanim skończył opowiadać, Dora bez wahania pocałowała go w usta.
__________________________________________________________
No, trochę się rozpisałam ;3 ale mam nadzieję, że było miło, jutro rozdział dziewiąty ;**

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 7.

    Jak to po każdym ślubie, szczęśliwa para wyjeżdża na miesiąc miodowy. Jednak fakt, że w tych czasach nie ma sensu zostawiać wszystkiego w domu aż na miesiąc, bo tak naprawdę nie wiadomo kiedy śmierciożercom spodoba się właśnie ten dom, Remus i Tonks postanowili wyjechać na tydzień. Znaleźli przyjemne miejsce w górach, gdzie mogli wynająć pokój i spędzić trochę czasu razem. Kłopot sprawiło tylko to, że owe miejsce było zamieszkiwane przez mugoli, gdzie postanowili zakwaterować parę czarodziejów. Z resztą mugole stali się ostatnio coraz częstszym połowem dla zwolenników Voldemorta.
     Zaraz po rzuceniu na domek kilku prostych, ale skutecznych zaklęć obronnych, można było już się rozlokować, zająć poszczególne pokoje i ogólnie pooglądać wystrój wnętrz. Dora wniebowzięta chatką i krajobrazem za oknem wzruszona rzuciła się w ramiona Remusa. Ostatecznie wyjazd tutaj nie był do końca pewny, z powodu grasujących dookoła śmierciożerców.
   - Jak tu cudownie! - szepnęła - Nigdy nie byłam w tak pięknym miejscu! To wspaniałe, że w końcu mogę się wyrwać z tego.. tego wszystkiego!
   - Wiem, też miałem ochotę na jakiś wypad za miasto od pewnego czasu.. dokładniej od dwudziestu lat - zachichotał.
   - A tak w ogóle, to zdajesz sobie sprawę, że teraz nazywam się Nimfadora LUPIN, a nie Nimfadora TONKS... Wiesz co to oznacza?
   - Hmm.. chyba to, że tracisz swój wesoły przydomek.. więc od teraz nie wymigasz się od swojego prawdziwego imienia.. - wyszczerzył zęby - więc .. NIMFADORO..
   - Hahaha.. bardzo śmieszne... może poprostu mów do mnie ,,Dora''?
   - Skoro chcesz...
     Reszta dnia minęła równie zabawnie. Późnym wieczorem rozpalili ognisko tuż przy domku. Wszystko było okej, ale nagle spostrzegli w oddali coś w stylu fajerwerków...
   - Remusie... co to jest? - spytała przerażona - Nie jestem pewna, czy to są tylko sztuczki mugoli..
   - N-nie jestem p-pewien.. - nagle urwał, bo zobaczył, że tarcza ochronna, którą Lupin otoczył cały ośrodek zaczęła pękać - UCIEKAJ!
     Naokoło zaczęli nadlatywać śmierciożercy. Trzymali się na miotłach i rzucali zaklęcia na przerażonych mugoli. Wtem zobaczyli Remusa i Nimfadorę...
   - Ej! - krzyknął gburowaty śmierciożerca z maską na twarzy - Patrzcie! Mamy tutaj Zakon Feniksa!
     Cała grupa zwróciła się w ich stronę. Nikt jednak nie wycelował różdżką. Wyraźnie na coś czekali. Lupin i Dora próbowali się aportować, ale ktoś najwidoczniej rzucił zaklęcie przez które było to niemożliwe. Nagle zostali oplecieni grubymi sznurami. Ktoś brutalnie odebrał im różdżki.
   - No, no, no.. - szepnął jedyny śmierciożerca niedosiadający miotły - kogo my tu mamy.. dawno się nie widzeliśmy.. Lupin...
     Z półmroku wyłoniła się twarz Fenrira Greybacka.
___________________________________________________
Oto macie rozdział siódmy ;D dodałam trochę akcji, żeby Wam się nie nudziło.. jutro rozdział ósmy ;3 mam nadzieję, że miło się czytało ^^

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 6.

* Dwa tygodnie później.
     Minął czas wielu przygotwań do wesela. Pomimo, że nie miało ono być huczne, okazało się, iż roboty przy nim było tyle samo co przy ślubie Billa i Fleur. Tydzień wcześniej Remus rozesłał zaproszenia do wszystkich Weasleyów, Hermiony, ,,Flegmy'' i swojej własnej rodziny (choć i tak nie liczył na ich przyjście, gdyż odcięli się od niego tuż po osiągnięciu pełnoletności - nie chcieli trzymać w domu wilkołaka). Tonks udekorowała ogród zmieniając kolory liści na drzewach na żółty, różowy, niebieski, fioletowy i szkarłatny, rozstawiając stoły (z niewielką pomocą matki), przyniesieniem czekoladowej fontanny i udokorowując najokazalszy dąb w całym ogródku wielkim transparentem z napisem ,,Remus ♥ Nimfadora''. Dodatkowo okazało się, że Lupin ma znajomego skrzypka, który zgodził się przygrywać walca na weselu.
     Jedynym problemem okazał się dojazd gości. Przez liczne środki ostrożności Andromeda zabroniła deportować się prosto do ich domu. Obawiała się śmierciożerców, których obecność na weselu z całą pewnością nie uświetniłaby zabawy. Trzeba więc było najpierw znaleźć się przy pobliskim jeziorku, skąd Ted Tonks odebrałby gości i zaraz po sprawdzeniu ich tożsamości zaprowadziłby na ślub.
     Ostatecznie w dzien wesela emocje sięgały zenitu, ale jakimś cudzem wszystko było gotowe na czas. W trakcie, gdy Remus przebierał się w swój czarny garnitur, Tonks zakładała ową cudowną suknię - podarek od Molly. Wkrótce udało się jej włożyć ubranie i zabrała się za ,,czesanie'' włosów. Dużo czasu zajęło jej wymyślenie jakiejś fikuśnej fryzury i w końcu zdecydowała się na długie srebrne włosy sięgające pasa. Pomalowała więc sobie oczy na połyskujący szary i nasmarowała usta czerwoną pomadką. Cały efekt przypominał trochę Królową Śniegu - ale w tej lepszej odmianie.
     Gdy goście zaczęli się schodzić, skrzypek - kolega Remusa rozpoczął grać bardzo skoczną i wesołą melodię, która przypominała skaczące koniki polne. Po tym chwilowym wstępie, dookoła słychać było marsz ślubny. Tryskająca radością Tonks szła niczym wila do swojego narzeczonego, aby chwilę później przyjąć go jako męża.
     Rozpoczęła się zabawa. Z każdą chwilą muzyka była coraz weselsza, a atmosfera rozluźniła się - tak jakby nikt nie pamiętał o tym, że gdzieś panuje Voldemort, który w każdym momencie gotów jest zaatakować.
     Do szczęśliwej pary podeszły Ginny i Hermiona. Musiały z nimi tyle wyjaśnić.
   - Eee.. cześć Tonks - zagadnęła wesoło młoda Weasley - wiesz.. nie wiedziałyśmy o niczym, dopóki Remus nie wysłał nam zaproszeń! Gratulujemy!
   - Taaak.. no cóż.. to było bardzo skomplikowane, bo wiecie, ja i Remus jesteśmy ze sobą dopiero pewien czas, powiedzmy.. mieliśmy bardzo skomplikowane.. układy..
   - Więc to przez to byłaś taka smutna w zeszłym roku? - uśmiechnęła się Hermiona - Bo Harry z początku myślał, że to przez to, że ty byłaś zakochana.. w Syriuszu!
   - Ja? W Syriuszu? - rzekła z niedowierzaniem - Niee.. no wiecie, mnie od pewnego czasu podobał się Remus, ale on uważał, że to, że jest wilkołakiem.. no cóż.. powiedzmy, że według niego, związek wilkołaka i człowieka jest nie możliwy.. ale poczekajcie jak wam wszystko opowiem..
     I w trójkę poszły za Tonks do bardziej cichego miejsca, gdzie ta mogła opowiedzieć im wszystkie szczegóły - jak Remus powiedział, że ją kocha, jak zamieszkał z nią, jak mówili o Dumbledorze na przemówieniu (choć to, one same mogły usłyszeć), jak Lupin oświadczył się jej jako wilkołak i zapieczętował ich związek.. Dziewczynki były pełne uznania - w koncu nie za często zdarza się taka historia romantyczna..
   - Skoro wam się udało.. - Ginny głos zadrgał - to.. to.. czy ja mam szansę z Harrym?.. A jeśli on nie przeżyje.. nie wybaczę sobie tego..
   - Dasz radę, Ginny! - uśmiechnęła się Tonks - policz sobie ile razy Harry był już w opałach? Poza tym - dziewczyny - póki my trzy żyjemy, to nie ma się co martwić...
     Wszystkie wróciły na wesele, aby bawić się dalej. Ginny już nie wspomniała o Harrym, za to świetnie się bawiła na weselu.
     Remus był tak niezmiernie zachwycony Tonks i jej suknią.. po raz wtórny uznał, że ona jest najpiekniejszą kobietą na ziemi...
___________________________________
Mam nadzieję, że było fajne - jutro rozdział siódmy :)

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 5.

   - Ja mam już pewien plan - rzekła z uśmiechem - nie chcę takiej wielkiej balangi jak Fleur, tylko niewielkie, skromne wesele. Mało gości, mało szumu. Najlepiej w ogrodzie moich rodziców. Chciałabym tylko jakąś ładną suknię. Chyba muszę się przejść do madame Malkin. Może uda mi się zdobyć jakąś zniżkę. Postaram się też o garnitur dla ciebie; myślę, że jakoś to udźwigniemy. Co ty na to, żeby Artur i Molly zostali świadkami? W ramach wdzięczności za ich pomoc.
   - Tak, to wyśmienity pomysł - przytaknął. - Skoro nie chcesz wielu ludzi na weselu, to proponuję wszystkich Weasleyów, twoją rodzinę i kilku członków Zakonu - Tonks kiwnęła głową z entuzjazmem. - Czy myślałaś już o terminie?
   - Jesli nie masz nic przeciwko - zaproponowała Tonks - to może za dwa tygodnie?
   - Całkiem niezły pomysł, myślę, że wyrobimy się do tego czasu. A teraz - uśmiechnął się szeroko - weź kluczyk, który leży na biurku w moim pokoju - dziewczyna trochę się zdziwiła, ale po chwili zrobiła to, o cho poprosił ją mężczyzna. - Oto kluczyk do mojej skrytki w banku Gringotta - od dzisiaj naszej. Co prawda, nie ma tam szczególnych majątków, ale myślę, że starczy na organizację wesela.
     Dziewczyna spojrzała na swojego narzeczonego ze wzruszeniem. Chwilę jeszcze rozmawiali o organizacji wesela, po czym Tonks postanowiła odwiedzić Molly, żeby złożyć jej propozycję świadkowania na ich ślubie.
     Odrobinę zdziwiona rudowłosa kobieta wybiegła na ganek, aby powitać Tonks, które właśnie tam się teleportowała. Z radością wysłuchała wiadomości o ich zaręczynach, a później z jeszcze większym entuzjazmem przyjęła propozycję Tonks.
   - Kochaniutka, w takim razie chciałabym wręczyć ci przedwczesny prezent ślubny. Chodź no mi tutaj!
     Obie przeszły przez próg. Molly podeszła do ogromnej szafy stojącej w holu. Już chwilę później w jej rękach znalazła się piękna biała suknia z dopasowaną górą i rozkloszowanym dołem. Na plecach miała duże wycięcie. Przy samym jej dole znajdowały się połyskujące diamenciki. Tonks zaniemówiła.
   - Molly, ja nie mogę tego przyjąć, to pamiątka rodzinna.
   - Nawet nie będę tego słuchać! To twój prezent i już, koniec i kropka - powiedziała z szerokim uśmiechem.
     Tonks nic nie odpowiedziała i mocno przytuliła Molly. Po raz pierwszy od dawna poczuła się jak mała dziewczynka i z podobną małym dziewczynkom radością nie mogła doczekać się dnia swojego ślubu.
_________________________________________
Mam nadzieję, że się podobało ;>

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 4.

Bardzo Was przepraszam, że przez dwa dni nic nie pisałam, ale wczoraj taki kretyn skręcił mi kostkę i musiałam latać po lekarzach :( skończyło się na szynie.. No dobra, mniejsza o to, zapraszam do czytania rozdziału czwartego ;>
_____________________________________________________
     Po pogrzebie Dumbledore'a Remus i Tonks wrócili do domu. Nie odezwali się do siebie po drodze w ogóle. Oboje byli zdruzgotani tym co tam przeżyli. Weszli więc szybko do pokoju Dory, aby omówić.. wszystko..
   - To było... mocne.
   - Cieszę się, że już po wszystkim - dziewczyna uśmiechnęła się po raz pierwszy od wielu dni.
     Remus poczuł, że mógłby oglądać ten uśmiech do końca życia. Przysunął się więc do niej i pocałował ją w usta. Trwali tak złączeni w pocałunku przez kilka chwil, dopóki drzwi nie otworzyły się z hukiem. Stała w nich Andromeda Tonks.
   - Kochani. Chciałam tylko powiedzieć, że tata przyjechał.
    Tonks podeszła do matki i popatrzyła jej w oczy z radością - przekażesz mu dobre wieści? O mnie i Remusie? My mamy jeszcze kilka spraw do obgadania.
   - Skarbie, oczywiście - odwzajemniła uśmiech i opuściła pomieszczenie.
      Dziewczyna usiadła z powrotem na swoim miejscu i spoważniała. - Dzisiaj jest pełnia, prawda? - Remus skinął głową.
   - Mam nadzieję, że nie będziesz miała większego powodu do zmartwień. Zażywałem wywar tojadowy codziennie, myślę, że nie ma się czego obawiać, ale niczego nie gwarantuję. Eliksir sporządzałem sam, a dobrze wiesz, że w tej dziedzinie nigdy nie byłem mistrzem.
   - Myślę, że musimy po prostu przestać o tym myśleć - złapała go za rękę. - Co ma być to będzie, prawda?
     Remus wziął te słowa do serca.
     O zachodzie słońca, gdy Remus przesiadywał w pokoiku, który Andromeda przeznaczyła mu, dopóki nie znajdą sobie z Tonks mieszkania, rysy księżyca zdawały się być coraz wyraźniejsze. Po godzinie i gwiazdy dawały o sobie znać. Wiedział, że już czas.
     W jednej chwili, nogi wydłużyły mu się, paznokcie zamieniły w okrutne wilcze pazury, a usta zaczęły się wydymać. Proces był okropnie bolesny. Czuł, że czaszkę rozrywa mu straszny ból. Z całego ciała zaczęła mu wyrastać sierść. Zęby urosły i zaostrzyły się. Jego ludzki nos powoli zmieniał się w mały, czarny i mokry nos psa. Dłonie zapadły się, a zamiast nich wyrosły małe łapki wilka. Wszystkiemu oczywiście towarzyszył ból tak silny, jakby ktoś żywcem odcinał mu te części ciała, a na ich miejsce przyszywał nowe.
     Remus pomimo swej wilczej postaci miał pełną świadomość człowieka. ,,Co ma być to będzie'' - przypomniał sobie i z tą myślą zwinął się w kłębek, aby po chwili zapaść w niezbyt głęboki sen.
*
    Kilka dni później, gdy księżyca nareszcie zaczęło ubywać obudził się w ludzkiej postaci. Wciąż nieco obolały ubrał się i poszedł do pokoju Tonks. Dziewczyna wciąż spała, więc Remus mógł przyjrzeć się jej spokojnej twarzy i włosach porozrzucanych dookoła poduszki.
     Wsunął się pod kołdrę i delikatnie przytulił do dziewczyny - tak, żeby jej nie obudzić. Wplótł palce w jej włosy i zdał sobie sprawę z tego, że nie mógł być większym głupcem, odtrącając ją przez tyle miesięcy. Tonks była jak tlen - nie dało się bez niej żyć. A jeśli już jakoś by mu się udało - to życie byłoby okropne i smutne. Żałował tylko, że zrozumiał to tak późno. W obliczu okropnych wydarzeń dziejących się naokoło, śmierciożerców zabijających kogo popadnie i śmierci Dumbledore'a, nikt nie mógł wiedzieć, ile dni pozostało mu do końca.
     Tonks nieznacznie się poruszyła, a Remus przejechał palcem po jej gładkiej dłoni.
   - Kocham cię - nagle odwróciła się w jego stronę. - Wiesz? - szepnęła.
     Mężczyzna popatrzył się na nią ze zdziwieniem. Wciąż ciężko mu było się przyzwyczaić do tego wszystkiego.
   - Ja ciebie też - odpowiedział po chwili.
   - Myślałam o nas przez te kilka dni.
   - I do jakich wniosków doszłaś? - Szepnął zaniepokojony.
   - Takich, że powinniśmy wziąć ślub. Wiem, że to szybko i w ogóle, wiem też, że możesz mieć masę różnych wątpliwości...
   - Nie. Czekaj - przyłożył jej palec do ust. - To nie może tak wyglądać - wyszedł spod kołdry, zaczął szukać czegoś w szufladzie.
   - Remusie, rozumiem, że cała ta sytuacja jest dla ciebie nowa i to jest naturalne, ale...
   - Proszę, daj mi chwilę. - Tonks spojrzała na niego zdziwiona. Po chwili Remus uklęknął przed nią, trzymając w dłoni skromny pierścionek ze srebra, z bardzo malutkim kryształem na górze. - Masz rację, że to wszystko dzieje się bardzo szybko, ale równocześnie jestem pewien, że to ty jesteś osobą, z którą chcę się zestarzeć. Oboje dobrze wiemy, że każdy dzień jest ryzykiem utraty życia i nie chcę czekać do momentu, w którym będzie już za późno. Nasze życie nie będzie perfekcyjnie: będzie skromnie, niebezpiecznie i ciężko, ale w dwójkę przynajmniej wśród całej tej biedy będziemy bogaci w miłości. Dlatego też, Nimfadoro Tonks, chciałbym wiedzieć, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
      I tak gdzieś pomiędzy pocałunkami, a morzem łez, Tonks szepnęła ciche ,,tak''.
____________________________________________________
Podobało się? :D Myślę, że jutro będzie już rozdział piąty, na razie Was żegnam ^^ Papaa ;**

środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 3.

Rozdział trzeci.
______________________________________________  
     Następnego dnia, Remus i Tonks wyszli z ponurymi minami na oblany słońcem ganek. Po raz kolejny teleportowali się z cichym pyknięciem. Znaleźli się na ulicy głównej Hogsmeade i wciąż pogrążeni w smutku zmierzali w stronę Hogwaru, nic przy tym nie mówiąc. Lupin chciał przerwać jakoś tę nieprzyjemną ciszę, lecz okoliczności były tak przykre, że sam nie był skory do rozmowy. Zależało mu tylko na pocieszeniu wyraźnie zdruzgotanej Tonks.
   - Tonks, skarbie? - zawahał się Remus - Wiesz... przygotowałem przemówienie dla nas. Czy chciałabyś je najpierw przeczytać?
     Ale ona spojrzała na niego ze smutkiem w oczach. Chociaż kolor jej włosów nie był już szarobury, to włosy oklapły jej na ramiona, mimo, że normalnie były krótkie i rozczochrane na wszystkie strony. Widać więc było, że odczuwa okropny ból. Remus nie mógł znieść tego widoku. Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Coś się jednak stało. Na twarzy Tonks pojawił się niewielki uśmiech. Chwyciła więc dłoń Lupina i poszli dalej - w stronę hogwarckich błoń.
     W końcu doszli do jeziora przy zamku. Postawiono tam piękny, biały grobowiec. Naprzeciw niego rozstawione były krzesła. Na niektórych ktoś już siedział. Między innymi minister magii i Korneliusz Knot. Miny obojga nie zdradzały zbyt wielu emocji.
      Para chwyciła się znowu za dłonie. Spoglądali na ów grób, wciąż nie dowierzając w fakt, że Dumbledore, ostoja dobra i mądrości, leży w tym miejscu. Martwy. To było takie nieprawdopodobne, absurdalne.
     Gdy zaczęli się schodzić uczniowie Hogwartu Remus i Tonks szybko spostrzegli czarną czuprynę Harry'ego. Szedł tuż obok rudowłosej Ginny. Początkowo zastanawiali się, czy nie podejść do młodego Pottera i nie powiedzieć mu kilku słów na pocieszenie, ale gdy Lupin spytał się Nimfadory, czy to zrobić, ta znów spojrzała na niego tym samym smutnym spojrzeniem. Remus uznał, że sama Tonks potrzebuje pocieszenia, a na pocieszanie innych z całą pewnością nie ma ochoty. Ścisnął więc mocniej jej dłoń, chcąc dodać jej otuchy. Przez chwilę miał wrażenie, że Harry utkwił w nim spojrzenie, po czym przeniósł wzrok na ich połączone dłonie, ale ten szybko odwrócił głowę.
     Na podest wyszedł jakiś czarodziej. Uraczył ich długim kazaniem na temat Dumbledore'a i jego osiągnięć. Lupin postanowił, że czas, aby i oni przemówili. Podniósł więc dłoń jak w szkole na lekcji i poprosił o możliwość wypowiedzenia się. Tonks bez słowa powłóczyła się za nim.
   - Wiem, że oczekujecie ode mnie tego, że powiem coś o osiągnięciach Albusa Dumbledore'a, ale jednak uważam, że to nie one sprawiły, że był tak niesamowitym człowiekiem - zaczął Remus. - On pomógł mi, gdy nikt nie chciał mi tej pomocy udzielić. Pokazał nam wszystkim, że każdy człowiek ma wady, każdy się potyka i robi błędy, a droga do sukcesu jest drogą pokręconą i trudną. Myślę, że jego śmierć musi być dla nas pouczeniem - on by tego chciał. Ja sam nie zamierzam się załamywać. I pamiętajmy o najważniejszej lekcji, której nam udzielił - spojrzał ukradkiem na Tonks.
     Tonks o mało nie zaczęła płakać. Spojrzała głęboko w oczy Remusa. Bez zastanowienia zaczęła mówić.
   - Miłość jest silniejszą magią, niż jakiekolwiek zaklęcie.
_______________________________________________
Otóż był rozdział trzeci ;3 muszę Wam przyznać, że bardzo trudno się go pisało, bo Dumbledore był jedną z moich ulubionych postaci, a opisanie przemówienia Remusa i Tonks musiało być bardzo sentymentalne... :(
Rzecz jasna jutro spodziewajcie się rozdziału czwartego.

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 2.

Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się spodoba ^^
______________________________________________
     Rankiem, gdy słońce zaczęło już świtać, oboje zjedli pospieszne śniadanie, aby czym prędzej pojechać do Molly i powiedzieć jej szczęśliwą wiadomość, więc szybko wciągnęli na siebie płaszcze. Z cichym pyknięciem teleportowali się do Nory. Pani Weasley była w trakcie robienia jajecznicy.
   -Remus! - krzyknęła jakby zdziwiona - Tonks! Co wy tu robicie? Coś się stało?
     Wtedy jednak zauważyła ich złączone dłonie i uśmiechnęła się pod nosem.  
   -Cieszę się, Remusie, że w końcu poszedłeś po rozum do głowy. Dumbledore.. - tutaj warga jej zadrgała i pociągnęła dalej, ale już bez wcześniejszego entuzjazmu - On... byłby szczęśliwy, że w obliczu... tej tragedii i tak umieliście odnaleźć... no, szczęście. - zakończyła niezdarnie. Jej oczy się zaszkliły.
     Remus i Tonks otoczyli ramionami zapłakaną kobietę. Uśmiechnęła się przez łzy i szybko spytała, czy mają ochotę na jajecznicę na bekonie.
   -Och, z wielką chęcią - rzekła Nimfadora - ale czy to nie kłopot?
   -Żaden, absolutnie! - Molly natychmiast zabrała się do nakładania jedzenia.
     Wszyscy usiedli przy stole. Pani Weasley trochę się rozchmurzyła, choć humor nie wrócił jej do końca. Widać było, że nie chciała poruszać więcej tematu Dumbledore'a. Para postanowiła więc, że dadzą sobie spokój z tą rozmową przynajmniej przez kilka dni.
     Molly pożegnała Remusa i Tonks, dając im zapas ciasteczek na przynajmniej pół roku (a tak przynajmniej im się wydawało). Kolejnym cichym pyknięciem przeteleportowali się do domu dziewczyny, po czym poszli do ogrodu, aby omówić kilka spraw.
   - Co dalej? Nie możemy mieszkać u twojej matki przez całe życie, a nie ma też warunków, abyśmy mogli zamieszkać w mojej wynajmowanej kawalerce, tam jest stanowczo za mało miejsca. - zasmucił się Lupin - Może powinniśmy pomyśleć o kupnie jakiegoś mieszkanka. Nie na Pokątnej, tam jest teraz za dużo śmierciożerców, no i jeszcze pieniądze.. ach! Te brudne pieniądze - niby niepotrzebne, ale bez nich nie możemy żyć.
   -Nie martw się o to! - radośnie odrzekła Nimfadora - Mam ciotkę, która mieszka na wsi, koło Londynu.. ma wolny domek, niedaleko niej. Stoi tam pusty od przeszło dwudziestu lat! Wystarczy mały remoncik i mamy dom - uśmiechnęła się, ale jej uśmiech natychmiast przygasł, gdy zaczęła znów mówić - ale teraz musimy pomyśleć o czymś co jest nam o wiele bliższe. O pogrzebie Dumbledore'a.
   -Myślę, że ministerstwo samo wykupi grób. Ale trzeba pomyśleć o jakimś przemówieniu. Mogę je napisać. Dla nas obojga. Choć wciąż nie mogę w to uwierzyć, rozmawiamy tutaj - ot tak - o pogrzebie Albusa.. który jeszcze czterdzieści osiem godzin temu był z nami wszystkimi - westchnął Remus. - Po prostu nie mogę w to uwierzyć!
     Ten czas zdecydowanie był bardzo ciężki dla wszystkich. Zrozumienie śmierci jest sztuką niepojętą i nieopanowaną przez wieki. Utrata Dumbledore'a była dla wszystkich ogromnym ciosem. Nikt nie potrafił sobie wyobrazić zmierzenia się z czymś tak nowym - a jednak wszyscy wkrótce będą musieli.
__________________________________________
Liczę, że nie pisałam.. za skomplikowanie ;D no i mam nadzieję, że się podobało, a jutro ukaże się trzeci rozdział ;3