poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 18.

   - Harry, porozmawiamy później, dobra? - spytał Lupin - Słyszysz?... Ron i Dora wrócili, trzeba ich przywitać...
   - Remusie, ale...
   - Później.
   - Ale...
   - Harry, nie dociera? Później!
   - No dobrze, już dobrze...
     Remus odszedł w stronę Nory, aby przywitać się z żoną.

***

     Miała rozwiane, różowe włosy lecące we wszystkie strony. Fiołkowymi oczami szukała męża, który - jak dowiedziała się od Molly - wrócił już jakiś czas temu i aktualnie poszedł porozmawiać z młodym Potterem.
     Nagle zobaczyła idącego w jej kierunku mężczyznę. Miał kilka więcej rozcięć na twarzy, a szata była o wiele bardziej potargana niż przed odlotem. Chyba ją zauważył, bo wymusił uśmiech, choć z jego oczu ewidentnie biły fale smutku.
   - Remus! - krzyknęła, ale on wyciągnął różdżkę i trzymał ją na wysokości piersi Tonks - Kochanie, co ty wyprawiasz?!
   - Kogo Potterowie podejrzewali kiedyś o zdradę i odwrócenie się w stronę Voldemorta?! - uśmiech ulgi pojawił się na twarzy dziewczyny, gdy usłyszała pytanie.
   - Podejrzewali ciebie, skarbie. Chociaż zdrajcą był Peter Pettigrew zwany Glizdogonem.
   - Przepraszam za to.
   - Nie szkodzi, ostrożność najważniejsza. Zwłaszcza po tym jak okazało się, że ktoś nas zdradził...
   - Przepraszam... - szepnął i podszedł do Tonks.
   - Nie masz za co...
   - A gdybyś teraz umarła? Tam, na górze, a mnie nie byłoby przy tobie?
   - Ale nie umarłam.
   - I właśnie za to cię kocham.
     Nimfadora spojrzała pytającym spojrzeniem na męża.
   - Zawsze tak pozytywnie myślisz, nigdy nie odpuszczasz...
   - Masz rację, nigdy nie odpuszczam.
     Dziewczyna podeszła do Lupina. Spojrzała w jego oczy. Były czekoladowe. Można było w nich utonąć. Popatrzyła na jego pełne usta z których ciekła strużka krwi.
   - Spójrz... krew ci leci... - podeszła jeszcze bliżej
   - Tak... będę musiał to zdezynfekować i... - nie zdążył skończyć, bo dziewczyna pocałowała go namiętnie. Czuła go całą sobą. Przepływały przez nią impulsy i przyjemne dreszcze. Nagle Remus odepchnął ją delikatnie.
   - Nie możemy... - szepnął
   - Jasne. Jak zwykle. - odrzekła sucho i odwróciła się na pięcie.
   - Eeej... skarbie, o co chodzi?
   - O co chodzi? Nie byliśmy blisko siebie od takiego czasu...
   - Doro... przypominam ci, gdzie jesteśmy. To ogródek Molly i Artura. Dookoła biegają dzieciaki, a poza granicami bezpieczeństwa trwa bitwa. Nie wiadomo, czy wszyscy przeżyli, bo ani Fleur, ani Bill, ani Szalonooki, ani Dung jeszcze nie wrócili.
   - No tak... kompletnie zapomniałam... przepraszam, skarbie... - odwróciła się z powrotem i spojrzała na zmęczoną twarz męża. Uśmiechnęła się smutno.
  - Chodźmy już do Nory. Pewnie się martwią.

***

     Mijały kolejne minuty, a nikt więcej się jeszcze nie pojawił. W niewielkim salonie trwała nieprzyjemna cisza. Wszyscy spoglądali w stronę drzwi z nadzieją, że w końcu ktoś je przekroczy i będą mogli odetchnąć w spokoju.
     Nagle drzwi otwarły się i próg przekroczyła smukła Fleur u boku poszarpanego Billa. Artur doskoczył do syna i przyszłej synowej, aby uściskać obojga, ale Bill odepchnął go.
   - Moody nie żyje. - wyszeptał gardłowym tonem - Dung zobaczył lecącego w ich stronę Voldemorta i deportował się. Wtedy Szalonooki dostał Morderczym Zaklęciem i spadł z miotły. Nie widziałem, co działo się dalej, bo Voldemort już poleciał za nami.
     Reakcja była natychmiastowa. Tonks spojrzała jeszcze raz na Billa i przeniosła wzrok na męża.
   - Dora... wróćmy już do domu... - podszedł do niej i szarpnął ją za rękaw - wróćmy...
   - Nie... - głos jej zadrgał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza wielkości sykla. Popatrzyła ostatni raz w oczy Lupina i upadła bez zmysłów na podłogę.

***

     Dziewczyna leżała na łóżku w szpitalu. Nad nią pochylał się uzdrowiciel w białej szacie i stukał różdżką w jej pierś mrucząc pod nosem zaklęcia. Obok stał jasnowłosy mężczyzna z licznymi bliznami i zadrapaniami na twarzy. Uzdrowiciel w końcu odszedł od kobiety i kiwnął głową w stronę jej męża wskazując na krzesło obok łóżka.
   - Kochanie... - szepnął, gdy zobaczył zamykające się drzwi - nie martw się... wszystko będzie dobrze... naprawdę... obiecuję ci... - nagle powieki Tonks nieznacznie się poruszyły - zobaczysz, że nic złego się nie stanie... będziemy szczęśliwą... r-r...rod-dzii...
     Remus Lupin upadł na podłogę, bez zmysłów. Tak jak wcześniej jego żona.
____________________________________________
Dedyk dla Avady Kedavry i Stacy Malfoy ;***
Przepraszam Was, że tyle to wszystko trwało :( naprawdę mi przykro, ale to był chwilowy brak weny. Obecnie mi jej nie brakuje i kolejny rozdział ukaże się niebawem ^^
Dziękuję za te wszystkie nominacje to The Versatile Blogger, niedługo nominuję inne blogi, ale niedługo mam sprawdzian szóstoklasisty i nie mam na <prawie> nic czasu...

8 komentarzy:

  1. Wow! Zmieniłaś tapetę..COOL!SEXY! Bardzo fajnie piszesz! Proszę pisz jak najszybciej! Zawsze Ci oddana Alcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;**
      Jutro ukaże się nowy rozdział, nie ma się co martwić :D

      Usuń
  2. Znam ten ból.
    Też mam teraz sprawdzian. To po prostu są jakieś jaja -,-'
    A rozdział cudowny!
    I końcówka cudo!
    Tylko co się stało? o.o
    Czekam na nn i całuję!! ♥

    Ach, no i śliczne tło. Idealnie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech... Czyli juz znalazlam 2 inne osoby, ktore w tym roku pisza sprawdzian. Tlo genialne. Milych ferii!
    Nata:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurcze! *o*
    Dostałam dedytkę!
    Zacieszam jak Zgredek ze skarpetek <3
    Dziękuję, a rozdział świetny ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam do ciebie PRZEOGROMNĄ prośbę.
    Błagam, skomentuj i zaobserwuj tego bloga :

    neville-longbottom-i-ja.blogspot.com

    Byłabym ci NIEZMIERNIE wdzięczna!
    Z góry dziękuję!
    Stacy Malfoy
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jaja,...no ja też piszę w tym roku sprawdzian szóstoklasisty! Ale na tego bloga zawsze znajdzie się czas:-)
    Alcia

    OdpowiedzUsuń