Słychać było głośny szum, trzepot skrzydeł testral i warkot motoru Hagrida. Wszyscy ruszyli. Lupin spoglądał w stronę, w którą poleciała Tonks. Po chwili jednak zorientował się, że nawet nie wyjął różdżki, przez co Fred spoglądał na niego zdziwiony.
To stało się w jednej chwili. Dwa tuziny śmierciożerców ich otoczyło. Zewsząd zaczęły błyskać zielone światła.
- Drętwota! Drętwota! Petrificus Totalus! Drętwota! Bombarda! - Remus krzyczał zaklęcia raz po raz. Słyszał, że Fred o twarzy Harry'ego naśladował go i rezultat był taki, że naokoło świstały zaklęcia o różnych kolorach, a mugole... no cóż... mugole pewnie uznali to za przedwczesny pokaz fajerwerków.
- No witam.. Lupin.. - wyszeptał ktoś do ucha Remusowi - znów się widzimy.. ale my nie chcemy cię zabić, chcemy Pottera.. niepotrzebne śmierci są dzisiaj zbędne...
Pomimo podpowiedzi rozumu, spojrzał w bok. Zobaczył okropną twarz Greybacka. Nie bał się. Wiedział o co im chodzi. Miał już doświadczenie w walce z osobnikiem jego pokroju. Zastanawiał się, czy wypróbować coś, co planował za każdym razem, gdy Fenrir był w pobliżu. Zaklęcie o którym myślał, mogłoby być okrutne także dla niego... ale mózg śmierciożercy był tylko odrobinę mniejszy od knuta, więc chyba warto spróbować..
- Lupus Flavus Monstrum Maxima! - wypowiedział formułkę celując w serce Greybacka. Wykonał ruch podobny do strzepywania z różdżki włosa. Zadziałało od razu. Fenrir zaczął się zmieniać w wilkołaka. W jednej chwili wyjąc z bólu, spadł z miotły. Przerażeni śmierciożercy spojrzeli z pożądaniem na bliznę ,,Harry'ego''.
- Daj nam Pottera - powiedział spokojnie - oddaj nam go. Bez walki. Opuścimy wtedy to miejsce. Nikomu więcej nic się nie stanie.
- Nigdy. - odpowiedział Lupin - Drętwota!
Fred zszokowany znajomością Remusa tak skomplikowanej magii dopiero teraz otrząsnął się z wrażenia. Wystawił na przód różdżkę gotów do rzucenia odpowiedniego zaklęcia.
***
W tym samym czasie.
Tonks, która rozkazała Ronowi złapać się mocno w talii z przerażeniem spojrzała na śmierciożerców, którzy ich otoczyli. Wiedziała jedno - na pewno było ich coś ponad dwa tuziny. Wyszczerzyli żółte zęby na jej widok. Chyba po raz kolejny uznali, że jest za mało utalentowaną czarownicą. Po raz kolejny byli w błędzie.
- Protego! - krzyknęła, a tarcza którą wyczarowała odepchnęła prawie wszystkich śmierciożerców z taką siłą, że ponad połowa pospadała z mioteł. Niestety została jeszcze druga połowa, która już zdążyła zdjąć wyczarowaną przez dziewczynę tarczę.
- No, no, no... - wyszeptała czarnowłosa kobieta - witaj moja droga siostrzenico... przykro mi, że zeszłaś... na PSY... Avada Kedavra!
Zielony promień oświetlił straszną twarz Bellatrix Lestrange. Nimfadora zrobiła jednak szybki unik i przemieniony w Harry'ego Ron o mało nie spadł. Wykorzystali chwilę w której Bellatrix patrzyła się zdziwiona w ich stronę. Pomknęli czym prędzej do przodu.
Spostrzegli Remusa z Fredem uciekających w tym samym kierunku. Tonks uśmiechnęła się do siebie. Przynajmniej wiedziała, że jej mąż jeszcze żyje. Nagle wszystko się zmieniło. Śmierciożercy się zatrzymali. Wokół rozpostarła się jeszcze gorsza ciemność. Jeszcze bardziej głęboka.
Pośród ciemności ukazał się biały punkt. Wężowa twarz Voldemorta obiegała władczym spojrzeniem wszystko i wszystkich poniżej siebie. Jego wzrok zatrzymał się na mknącym szybko na miotle Moodym. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać poleciał za nim. Nie na testralu, czy miotle. Po prostu unosił się w powietrzu. Ot tak.
Walka znów się rozpoczęła. Tonks widziała, że jej ciotka nie da sobie spokoju, póki jej nie zabije. W końcu splamiła dobre imię rodu Blacków. Wyszła za wilkołaka.
W stronę Dory nadlatywały kolejne klątwy. Mordercze Zaklęcie śmigało jej raz po raz tuż za uchem. Ona odpłacała oszałamiaczami... i tak na oko licząc zrzuciła z dwudziestu śmierciożerców.
Powoli zaczęła się martwić o to, że Voldemort poleciał z Moodym... i na razie nie wrócił...
***
Pomimo, że Remusowi udało się już unicestwić wielu śmiercióżerców wciąż pozostawało pytanie : gdzie jest Voldemort?! A co jeśli udało mu się zabić Moody'ego i porwać Mundungusa przebranego za Harry'ego? Z jednej strony bardzo martwił się o Szalonookiego, a z drugiej był bardzo ciekawy jak zareagowałby porwany Dung, zapewne przetrzymywany w siedzibie Voldemorta i torturowany, a później zabity?
Ale nagle zobaczył Billa i ,,Harry'ego'' na testralu ściganych przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Trochę mu ulżało.
Owszem - rzucali zaklęcia, choć ich miny były nietęgie. Z niewiadomych powodów mieli zaszklone, smutne oczy. Po policzku zmienionej Fleur spływała pojedyncza łza. Voldemort to chyba spostrzegł. Natychmiast odleciał od nich. Lupin zobaczył już w oddali swój cel... myślał tylko o jednym.. dotrzeć do domu Moody'ego... dotrzeć do domu Moody'ego... dotrzeć do domu Moody'ego... Fred spojrzał na niego z uśmiechem, gdy porzucili lecącego za nimi Czarnego Pana i przekroczyli barierę ochronną delikatnie lądując na trawie. Musieli niestety czekać na kolejny świstoklik dziesięć minut, więc usiedli przy stole i cały czas spędzili na kontynuowaniu tej pełnej nerwów ciszy... po chwili chwycili starą puszkę po zupie i poczuli lekkie szarpnięcie o okolicy pępka.. nie minęło kilka sekund, jak zobaczyli majaczącą się w oddali Norę...
___________________________________
No, myślę, że rozdział nawet okej.. no i w końcu się rozpisałam :) od teraz postaram się, żeby każdy rozdział był mniej więcej takiej długości ;> pamiętajcie o zasadzie trzech komentarzy ^^ do następnego razu Potterheads ;**
- No witam.. Lupin.. - wyszeptał ktoś do ucha Remusowi - znów się widzimy.. ale my nie chcemy cię zabić, chcemy Pottera.. niepotrzebne śmierci są dzisiaj zbędne...
Pomimo podpowiedzi rozumu, spojrzał w bok. Zobaczył okropną twarz Greybacka. Nie bał się. Wiedział o co im chodzi. Miał już doświadczenie w walce z osobnikiem jego pokroju. Zastanawiał się, czy wypróbować coś, co planował za każdym razem, gdy Fenrir był w pobliżu. Zaklęcie o którym myślał, mogłoby być okrutne także dla niego... ale mózg śmierciożercy był tylko odrobinę mniejszy od knuta, więc chyba warto spróbować..
- Lupus Flavus Monstrum Maxima! - wypowiedział formułkę celując w serce Greybacka. Wykonał ruch podobny do strzepywania z różdżki włosa. Zadziałało od razu. Fenrir zaczął się zmieniać w wilkołaka. W jednej chwili wyjąc z bólu, spadł z miotły. Przerażeni śmierciożercy spojrzeli z pożądaniem na bliznę ,,Harry'ego''.
- Daj nam Pottera - powiedział spokojnie - oddaj nam go. Bez walki. Opuścimy wtedy to miejsce. Nikomu więcej nic się nie stanie.
- Nigdy. - odpowiedział Lupin - Drętwota!
Fred zszokowany znajomością Remusa tak skomplikowanej magii dopiero teraz otrząsnął się z wrażenia. Wystawił na przód różdżkę gotów do rzucenia odpowiedniego zaklęcia.
***
W tym samym czasie.
Tonks, która rozkazała Ronowi złapać się mocno w talii z przerażeniem spojrzała na śmierciożerców, którzy ich otoczyli. Wiedziała jedno - na pewno było ich coś ponad dwa tuziny. Wyszczerzyli żółte zęby na jej widok. Chyba po raz kolejny uznali, że jest za mało utalentowaną czarownicą. Po raz kolejny byli w błędzie.
- Protego! - krzyknęła, a tarcza którą wyczarowała odepchnęła prawie wszystkich śmierciożerców z taką siłą, że ponad połowa pospadała z mioteł. Niestety została jeszcze druga połowa, która już zdążyła zdjąć wyczarowaną przez dziewczynę tarczę.
- No, no, no... - wyszeptała czarnowłosa kobieta - witaj moja droga siostrzenico... przykro mi, że zeszłaś... na PSY... Avada Kedavra!
Zielony promień oświetlił straszną twarz Bellatrix Lestrange. Nimfadora zrobiła jednak szybki unik i przemieniony w Harry'ego Ron o mało nie spadł. Wykorzystali chwilę w której Bellatrix patrzyła się zdziwiona w ich stronę. Pomknęli czym prędzej do przodu.
Spostrzegli Remusa z Fredem uciekających w tym samym kierunku. Tonks uśmiechnęła się do siebie. Przynajmniej wiedziała, że jej mąż jeszcze żyje. Nagle wszystko się zmieniło. Śmierciożercy się zatrzymali. Wokół rozpostarła się jeszcze gorsza ciemność. Jeszcze bardziej głęboka.
Pośród ciemności ukazał się biały punkt. Wężowa twarz Voldemorta obiegała władczym spojrzeniem wszystko i wszystkich poniżej siebie. Jego wzrok zatrzymał się na mknącym szybko na miotle Moodym. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać poleciał za nim. Nie na testralu, czy miotle. Po prostu unosił się w powietrzu. Ot tak.
Walka znów się rozpoczęła. Tonks widziała, że jej ciotka nie da sobie spokoju, póki jej nie zabije. W końcu splamiła dobre imię rodu Blacków. Wyszła za wilkołaka.
W stronę Dory nadlatywały kolejne klątwy. Mordercze Zaklęcie śmigało jej raz po raz tuż za uchem. Ona odpłacała oszałamiaczami... i tak na oko licząc zrzuciła z dwudziestu śmierciożerców.
Powoli zaczęła się martwić o to, że Voldemort poleciał z Moodym... i na razie nie wrócił...
***
Pomimo, że Remusowi udało się już unicestwić wielu śmiercióżerców wciąż pozostawało pytanie : gdzie jest Voldemort?! A co jeśli udało mu się zabić Moody'ego i porwać Mundungusa przebranego za Harry'ego? Z jednej strony bardzo martwił się o Szalonookiego, a z drugiej był bardzo ciekawy jak zareagowałby porwany Dung, zapewne przetrzymywany w siedzibie Voldemorta i torturowany, a później zabity?
Ale nagle zobaczył Billa i ,,Harry'ego'' na testralu ściganych przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Trochę mu ulżało.
Owszem - rzucali zaklęcia, choć ich miny były nietęgie. Z niewiadomych powodów mieli zaszklone, smutne oczy. Po policzku zmienionej Fleur spływała pojedyncza łza. Voldemort to chyba spostrzegł. Natychmiast odleciał od nich. Lupin zobaczył już w oddali swój cel... myślał tylko o jednym.. dotrzeć do domu Moody'ego... dotrzeć do domu Moody'ego... dotrzeć do domu Moody'ego... Fred spojrzał na niego z uśmiechem, gdy porzucili lecącego za nimi Czarnego Pana i przekroczyli barierę ochronną delikatnie lądując na trawie. Musieli niestety czekać na kolejny świstoklik dziesięć minut, więc usiedli przy stole i cały czas spędzili na kontynuowaniu tej pełnej nerwów ciszy... po chwili chwycili starą puszkę po zupie i poczuli lekkie szarpnięcie o okolicy pępka.. nie minęło kilka sekund, jak zobaczyli majaczącą się w oddali Norę...
___________________________________
No, myślę, że rozdział nawet okej.. no i w końcu się rozpisałam :) od teraz postaram się, żeby każdy rozdział był mniej więcej takiej długości ;> pamiętajcie o zasadzie trzech komentarzy ^^ do następnego razu Potterheads ;**
Swietne! Nie wiem co jeszcze napisać. Po postu genialne! :D
OdpowiedzUsuńDzięki ;**
UsuńPowiem krotko...
OdpowiedzUsuńGENIALNE!
Pewnie za niedlugo nn! :-)
Oczywiście, niedługo NN, ale czekam jeszcze na jeden komant ;> mój 'Anonimku' xD
UsuńJuz jest trzeci :-)
OdpowiedzUsuńTwoj 'anonimek' xD
Heh... Skaplas sie ze to ja... :-)
Magia ^^
OdpowiedzUsuńSuper *.*
OdpowiedzUsuńKocham Twojego bloga *.*
Czekam z niecierpliwością na NN. ;*
Pozdrawiam. ;) ;**
Pochlebiacie mi :) NN będzie jutro :D
OdpowiedzUsuńsuper *-* i świetnie że dodałaś Bellę do tego rozdziału ;D <333
OdpowiedzUsuń