Bardzo Was przepraszam, że przez dwa dni nic nie pisałam, ale wczoraj taki kretyn skręcił mi kostkę i musiałam latać po lekarzach :( skończyło się na szynie.. No dobra, mniejsza o to, zapraszam do czytania rozdziału czwartego ;>
_____________________________________________________
Po pogrzebie Dumbledore'a Remus i Tonks wrócili do domu. Nie odezwali się do siebie po drodze w ogóle. Oboje byli zdruzgotani tym co tam przeżyli. Weszli więc szybko do pokoju Dory, aby omówić.. wszystko..
- To było... mocne.
- Cieszę się, że już po wszystkim - dziewczyna uśmiechnęła się po raz pierwszy od wielu dni.
Remus poczuł, że mógłby oglądać ten uśmiech do końca życia. Przysunął się więc do niej i pocałował ją w usta. Trwali tak złączeni w pocałunku przez kilka chwil, dopóki drzwi nie otworzyły się z hukiem. Stała w nich Andromeda Tonks.
- Kochani. Chciałam tylko powiedzieć, że tata przyjechał.
Tonks podeszła do matki i popatrzyła jej w oczy z radością - przekażesz mu dobre wieści? O mnie i Remusie? My mamy jeszcze kilka spraw do obgadania.
- Skarbie, oczywiście - odwzajemniła uśmiech i opuściła pomieszczenie.
Dziewczyna usiadła z powrotem na swoim miejscu i spoważniała. - Dzisiaj jest pełnia, prawda? - Remus skinął głową.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała większego powodu do zmartwień. Zażywałem wywar tojadowy codziennie, myślę, że nie ma się czego obawiać, ale niczego nie gwarantuję. Eliksir sporządzałem sam, a dobrze wiesz, że w tej dziedzinie nigdy nie byłem mistrzem.
- Myślę, że musimy po prostu przestać o tym myśleć - złapała go za rękę. - Co ma być to będzie, prawda?
Remus wziął te słowa do serca.
O zachodzie słońca, gdy Remus przesiadywał w pokoiku, który Andromeda przeznaczyła mu, dopóki nie znajdą sobie z Tonks mieszkania, rysy księżyca zdawały się być coraz wyraźniejsze. Po godzinie i gwiazdy dawały o sobie znać. Wiedział, że już czas.
W jednej chwili, nogi wydłużyły mu się, paznokcie zamieniły w okrutne wilcze pazury, a usta zaczęły się wydymać. Proces był okropnie bolesny. Czuł, że czaszkę rozrywa mu straszny ból. Z całego ciała zaczęła mu wyrastać sierść. Zęby urosły i zaostrzyły się. Jego ludzki nos powoli zmieniał się w mały, czarny i mokry nos psa. Dłonie zapadły się, a zamiast nich wyrosły małe łapki wilka. Wszystkiemu oczywiście towarzyszył ból tak silny, jakby ktoś żywcem odcinał mu te części ciała, a na ich miejsce przyszywał nowe.
Remus pomimo swej wilczej postaci miał pełną świadomość człowieka. ,,Co ma być to będzie'' - przypomniał sobie i z tą myślą zwinął się w kłębek, aby po chwili zapaść w niezbyt głęboki sen.
*
Kilka dni później, gdy księżyca nareszcie zaczęło ubywać obudził się w ludzkiej postaci. Wciąż nieco obolały ubrał się i poszedł do pokoju Tonks. Dziewczyna wciąż spała, więc Remus mógł przyjrzeć się jej spokojnej twarzy i włosach porozrzucanych dookoła poduszki.
Wsunął się pod kołdrę i delikatnie przytulił do dziewczyny - tak, żeby jej nie obudzić. Wplótł palce w jej włosy i zdał sobie sprawę z tego, że nie mógł być większym głupcem, odtrącając ją przez tyle miesięcy. Tonks była jak tlen - nie dało się bez niej żyć. A jeśli już jakoś by mu się udało - to życie byłoby okropne i smutne. Żałował tylko, że zrozumiał to tak późno. W obliczu okropnych wydarzeń dziejących się naokoło, śmierciożerców zabijających kogo popadnie i śmierci Dumbledore'a, nikt nie mógł wiedzieć, ile dni pozostało mu do końca.
Tonks nieznacznie się poruszyła, a Remus przejechał palcem po jej gładkiej dłoni.
- Kocham cię - nagle odwróciła się w jego stronę. - Wiesz? - szepnęła.
Mężczyzna popatrzył się na nią ze zdziwieniem. Wciąż ciężko mu było się przyzwyczaić do tego wszystkiego.
- Ja ciebie też - odpowiedział po chwili.
- Myślałam o nas przez te kilka dni.
- I do jakich wniosków doszłaś? - Szepnął zaniepokojony.
- Takich, że powinniśmy wziąć ślub. Wiem, że to szybko i w ogóle, wiem też, że możesz mieć masę różnych wątpliwości...
- Nie. Czekaj - przyłożył jej palec do ust. - To nie może tak wyglądać - wyszedł spod kołdry, zaczął szukać czegoś w szufladzie.
- Remusie, rozumiem, że cała ta sytuacja jest dla ciebie nowa i to jest naturalne, ale...
- Proszę, daj mi chwilę. - Tonks spojrzała na niego zdziwiona. Po chwili Remus uklęknął przed nią, trzymając w dłoni skromny pierścionek ze srebra, z bardzo malutkim kryształem na górze. - Masz rację, że to wszystko dzieje się bardzo szybko, ale równocześnie jestem pewien, że to ty jesteś osobą, z którą chcę się zestarzeć. Oboje dobrze wiemy, że każdy dzień jest ryzykiem utraty życia i nie chcę czekać do momentu, w którym będzie już za późno. Nasze życie nie będzie perfekcyjnie: będzie skromnie, niebezpiecznie i ciężko, ale w dwójkę przynajmniej wśród całej tej biedy będziemy bogaci w miłości. Dlatego też, Nimfadoro Tonks, chciałbym wiedzieć, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
I tak gdzieś pomiędzy pocałunkami, a morzem łez, Tonks szepnęła ciche ,,tak''.
____________________________________________________
Podobało się? :D Myślę, że jutro będzie już rozdział piąty, na razie Was żegnam ^^ Papaa ;**
Och... wzruszające troszkę bo oczy zaszły mi się łzami wzruszenia <333
OdpowiedzUsuńPrzepiękny <3
OdpowiedzUsuń