sobota, 9 stycznia 2016

Epilog

Mam nadzieję, że ten (niestety) krótki epilog spełni Wasze oczekiwania. Uznałam, że nie będę go przedłużała, bo nie chcę dodawać żadnych wątków, które później pozostałyby niedokończone.
Muszę przyznać, że to bardzo przyjemne uczucie, kończyć to opowiadanie - to taki mocny akcent na koniec.
Jest osoba, której chciałabym serdecznie podziękować - Słodka Wariatka.
Nie wiem, czy wiesz, ale to właśnie rekomendacja na Twoim blogu sprawiła, że mam tyle wyświetleń, ile mam. Jestem Ci za to bardzo wdzięczna, bo myślę, że gdybym przypadkowo tego nie zauważyła - nie zdecydowałabym się na napisanie tego epilogu. Naprawdę dziękuję.
Ale dziękuję także Wam wszystkim za to, że czytacie zakończenie opowiadania pisanego niemalże trzy lata temu, jesteście niesamowici!
A teraz bez zbędnego przedłużania - zapraszam Was na oficjalne zakończenie tego opowiadania!
*
                Na czele bandy śmierciożerców stał Peter Pettegrew.
                - Avada Kedavra! – Krzyknął, wycelowawszy w leżącą na ziemi Dorcas. Lupin spojrzał na niego zszokowany, a Tonks cicho pisnęła.
                - Glizdogonie – wyprostował się i włożył ręce do kieszeni. – Kopę lat.
                Ten jednak nie odpowiedział, tylko ponownie uniósł różdżkę – tym razem w stronę Remusa i Tonks. Wszystko działo się szybko, zielone strumienie światła raz po raz zderzały się z czerwonymi. Peter niezbyt zwinnie robił uniki, przez co szybko złapał zadyszkę. Kilku rannych śmierciożerców teleportowało się, aż w końcu zostało ich tylko trzech – wliczając w nich Petera.
                - Nie chcemy nikogo dzisiaj zranić, a tym bardziej zabić – powiedział półgębkiem. – Jesteśmy tutaj z jednego powodu – potrzebujemy informacji o terminie i sposobie przetransportowania Pottera w bezpieczne miejsce – uśmiechnął się w krzywo. – Wszyscy wiemy, że w dniu urodzin straci ochronę, którą zapewnia mu ciotka.
                Remus spojrzał na swoją żonę i nieznacznie na nią skinął.
 – Och, na szczęście ode mnie się tego nie dowiesz – powiedział spokojnie i serdecznie się do niego uśmiechnął. – Wtedy przecież nasza akcja byłaby całkowicie bezużyteczna, prawda?
I w tym samym momencie śmierciożercy padli na ziemię, oszołomieni zaklęciem niewerbalnym, a Tonks chwyciła Remusa za rękę i czym prędzej teleportowała ich daleko od szpitala.
- Jak oni się o tym dowiedzieli? – Szepnęła zaniepokojona dziewczyna. – To były tajne informacje, jakim cudem to do nich dotarło?
- Czekaj chwilę – syknął Lupin i przyspieszył kroku. Przeszedłszy przez bramę przy domu rodziców Tonks, odetchnął głęboko. – To wszystko jest coraz dziwniejsze – weszli do środka i poszli do jej pokoju. – Mam wrażenie, że śmierciożercy wciąż są o krok przed nami.
Tonks skinęła głową. – Coś zdecydowanie jest nie tak – zamyśliła się. – Tak jakby mieli jakiegoś informatora.
- Najpoważniejszą kwestią teraz jest to, żeby nie odkryli daty tych przenosin; musimy zrobić wszystko, żeby to pozostało tajemnicą. Myślę… i nie mogę pozbyć się tego wrażenia, jakby coś nam umykało, nam wszystkim. Sprzymierzeńcy, wrogowie, ludzie neutralni. Coraz trudniej jest nam ich określić – schował twarz w dłoniach. – Czego nie zauważamy?
- Remusie…  Musimy przestać. Wciąż myślimy o samych problemach, nie skupiamy się na tym, co dobre. Wiem, że sytuacja nie jest dobra, ale moglibyśmy choćby na chwilę przestać? – Dziewczyna przygryzła wargę i usiadła obok niego. Oparła głowę o jego ramię. – Pamiętasz jeszcze te czasy, w których nie martwiliśmy się tymi wszystkimi sprawami? W szkole? Gdy Dumbledore był dyrektorem? – Mężczyzna uśmiechnął się i ją objął.
- Byłem Huncwotem, my zawsze mieliśmy powody do martwienia się – zaśmiał się cicho. – Uwielbialiśmy robić dowcipy profesorowi Binnsowi, on nigdy nie wiedział, co się właściwie dzieje. Kiedyś, gdy dopiero zaczynaliśmy nasze huncwotowanie, podłożyliśmy łajnobomby w jego klasie. Biedny, nie rozumiał, dlaczego uczniowie zaczęli nagle uciekać z lekcji, bo przecież on ledwo coś czuje jako duch – uśmiechnął się na to wspomnienie. – To wydarzenie sprawiło, że postanowiliśmy zostać Huncwotami.
- Ciekawe, czy nasze dziecko pójdzie w twoje ślady –złączyła ich ręce. – Może też odkryje te wszystkie korytarze i tajemne przejścia?
Remus nagle zesztywniał.
- Wiem, że się boisz – szepnęła. – Rozumiem, ale wiem też, że damy radę. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco do swojego męża i uświadomiła sobie, że naprawdę była pewna tego, co powiedziała.
*
                Remus uśmiechnął się szeroko, oglądając wspomnienie w szklanej kuli stojącej na małym stoliku. Wyglądał teraz całkowicie inaczej; jego włosy były o wiele ciemniejsze i zdrowsze, niż wcześniej, a na twarzy niemalże nie było zmarszczek.
                Spojrzał na Tonks, która siedziała obok niego i przeglądała plik zdjęć przedstawiających małego chłopca o niebieskich włosach i roześmianej twarzy. Objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Jej balonowo różowe włosy sterczały na wszystkie strony. Remus naprawdę to uwielbiał.
                - Czy on będzie szczęśliwy? – spytała, zagryzając wargę.
                - Będzie – nagle od tyłu podszedł do nich James w towarzystwie Lily, Syriusza i Freda. – Nasz Harry nie pozwoli mu się zbyt długo smucić – poklepał Tonks po ramieniu.
                - Zobaczysz, że wyrośnie z niego prawdziwy Huncwot – zaśmiał się Syriusz i wyszczerzył się do Freda. – Myślę, że młody przebije nawet ciebie i George’a.
                - Na to bym nie liczył! – zaśmiał się i podszedł do Tonks, żeby przyjrzeć się dokładniej zdjęciom. – Ale liczę na to, że przynajmniej spróbuje.

                Remus i Tonks byli naprawdę szczęśliwi. Wiedzieli, że ich syn także będzie. Miłość rodziców do dziecka przetrwa każdą rozłąkę, nawet śmierć. I gdy pewnego dnia Teddy spojrzy w gwiazdy i o nich pomyśli – oni tam będą, a on wszystko zrozumie.


P.S.
Zapraszam Was na mojego drugiego bloga (jest to to samo opowiadanie co na Wattpadzie, postanowiłam po prostu umieszczać je w dwóch różnych miejscach, żeby dla wszystkich było wygodnie) - Like real people do - Remus & Tonks

piątek, 1 stycznia 2016

Wielki powrót?

Hej. Cześć. Witam.
Po tej stronie Jestęę Kottę - albo po prostu Jadzia.
Nie sądzę, aby notka ta została odczytana przez wiele osób - w końcu ostatni post na moim blogu pojawił się ponad dwa lata temu. Niedawno pewien sentyment pozwolił mi tu zajrzeć, zobaczyć jak wyglądały moje pisarskie początki i, naprawdę, otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia! Tyle komentarzy, tyle wyświetleń! To przerosło moje najśmielsze oczekiwania, serio. 12 tysięcy wejść!
Bardzo chciałabym teraz kontynuować to opowiadanie, ale widzę, że nie miałoby to większego sensu z wielu względów - najważniejszy jest jednak fakt, że i ja - i Wy, moi kochani zdążyliśmy się zmienić.
Chciałabym Wam jednak podziękować za taką niesamowitą możliwość rozwoju, za to, że pomimo tylu błędów (olaboga, dopiero teraz je widzę) daliście mi szansę i tak pozytywnie reagowaliście na moje wypocinki - jesteście wspaniali.
Ale, ale! Tutaj pojawia się moja propozycja do Was! Możecie dać znać w komentarzu, czy chcielibyście przeczytać wielkie zakończenie tego opowiadania - myślę, że to właśnie jest rzecz, którą chciałabym Wam wynagrodzić tyle lat oczekiwania. Jeśli tylko chcecie - skonstruuję coś na rodzaj ogromnego epilogu - podsumowania opowiadania.
Ostatnią rzeczą (a może nie?), którą chciałabym powiedzieć jest to, że założyłam nowego bloga, mam nadzieję, że równie dobrego jak ten. Serdecznie Was tam zapraszam - Like real people do - Remus & Tonks.
Kocham Was!

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 21.

      Remus krążył niespokojnie po pomieszczeniu. Północ wybiła już jakoś dziesięć minut temu, a Tonks wciąż się nie pojawiała. Słyszał tykanie zegara wiszącego nad jego głową, widział wskazówki ukazujące godzinę dwudziestą czwartą trzydzieści pięć. Emocje zmieniały mu się szybko, niczym w kalejdoskopie. Z początku czuł nadzieję, potem strach, później smutek, złość, znowu nadzieję, aż w końcu całkowity jej brak.
     Jednym okiem po raz kolejny spojrzał na drzwi. Wciąż stały nieruchome. Za nimi nie było słychać kroków, ani nic.
     W pewnym momencie usłyszał cichy skrzyp. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Nimfadorą.
   - Masz pięć minut. - oświadczyła szorstko.
   - Dobrze. Wystarczy mi.
   - Cztery minuty i pięćdziesiąt dwie sekundy...
   - Mnie i Masonees nic nigdy nie łączyło. I łączyć nie będzie, bo mam tylko i wyłącznie ciebie. No.. miałem...
   - Z tym ostatnim, to ja się zgodzę. - powiedziała z goryczą.
   - Nie rozumiem tylko dlaczego?! - oburzył się - Wyczekujemy dziecka, potrzebujesz pomocy, mnie!
   - Naprawdę? Twój sztuczny uśmieszek świadczył o czymś innym. - jej oczy się zaszkliły - Wiem, że mnie zostawisz, że prędzej, czy później znajdziesz inną. Jesteś bardzo przystojny, masz w sobie... no wiesz, to coś. Pociągasz kobiety.
   - Do czasu. Żadna nie wie, kim jestem.
   - I? Powiedz mi, co z tego?! Jest bardzo wiele kobiet, które.. ekhmn 'groźni chłopcy' pociągają...
   - Naprawdę? - podniósł ironicznie brwi - To coś ci opowiem. Usiądźmy. - rozkazał wskazując na sofę stojącą w kącie pokoju.
   - Bo? - spytała i założyła ręce na piersi.
   - Bo została mi jeszcze minuta i dwadzieścia siedem sekund.
   - I tu mnie masz. - o dziwo się uśmiechnęła i usiadła.
   - Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że nigdy nie miałem dziewczyny?
   - Mhm..
   - To nie prawda. Miałem dziewczynę. Jedną.
   - Kolejne kłamstwo...
   - Daj mi skończyć! - oburzył się - Rogacz i Łapa mi ją znaleźli. Bardzo mądra, piękna, dobra Gryfonka. Taki tak zwany ideał. Byliśmy jedną z najbardziej znanych par w Hogwarce.. taak, o tym się mówiło : 'Ten kujon, Lupin znalazł sobie w końcu laskę!'. Miała na imię Dorcas. Iii... rzeczywiście zrobiliśmy to. Po miesiącu dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Ja się przeraziłem, ona nie wiedziała o mojej likantoprii. Musiałem jej powiedzieć. I wyobraź sobie rzuciła we mnie Cruciatusem. Śmiejąc się do rozpuku wyzywała mnie od sierściuchów po... nie ważne. Wyglądała trochę jak wariatka. Staliśmy wtedy na wieży astronomicznej. A ja się do niej przybliżałem. Ona się cofała i... spadła... spadła z najwyższej wieży w Hogwarcie nie mając przy sobie różdżki. Skoczyłem za nią. Próbowałem rzucić na nas oboje Aresco Momentum, ale mi się udało. Zaklęcie zadziałało tylko na mnie. Zginęła. Razem z dzieckiem. Gdyby nie James, Syriusz, Peter i Lily... nie wiem, czy bym to przeżył...
   - Nie wiedziałam... - szepnęła, gdy Remus wyciągnął zza pazuchy zdjęcie drobnej blondynki o dziwnie znajomych fioletowych oczach.
   - Nikt oprócz Huncwotów i rudej nie wiedział. Noo.. do dzisiaj.
   - Przepraszam. - przysunęła się do niego. Już miał ją pocałować, gdy włosy zaczęły przybierać niebieski odcień, oczy zmieniły się w fiołkowe, a rysy twarzy stawały się coraz ostrzejsze.
   - WERONIKA?! - wrzasnął przerażony, gdy ta zaczęła się szaleńczo śmiać.
   - Ja, a kto? - spytała spokojnie podchodząc do niego wystawiając przed siebie różdżkę, celując w pierś Lupina - Myślałeś, że zostawię cię w spokoju po tym, co mi zrobiłeś, wtedy, w siódmej klasie? Hmm? TAK, to ja, Dorcas. Stęskniłeś się, co?
   - Zostaw go! - ktoś stojący w drugim końcu pokoju krzyknął. Spod peleryny-niewidki wyskoczyła prawdziwa Nimfadora Tonks.
   - Dora! Od kiedy tu jesteś?... - szepnął zszokowany Remus.
   - O wiele dłużej niż ty, uwierz. - rzuciła oschle.
   - Czyli wciąż mnie nienawidzisz, prawda?
   - No wiesz, mizdrzyłeś się ze swoją byłą, w dodatku na moich oczach.
   - Bo myślałem, że to ty!
   - Co nie zmienia faktu, że się z nią mizdrzyłeś!
   - Ale zrozum, ja cię kocham!
   - Wiem, chciałam się z tobą tylko posprzeczać. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Lupin odetchnął z ulgą - Ale powiedz mi łaskawie, co zrobimy z tą tutaj? - wskazała na leżącą na podłodze Dorcas wciąż uśmiechającą się szyderczo.
   - Zaraz, ale jak...
   - Zaklęcia niewerbalne.
     Podeszli do niej i zobaczyli coś, co ich zszokowało. Jej palec dotykał wypalonego na ramieniu Mrocznego Znaku obecnie czerniejącego i poruszającego się. Po chwili drzwi pomieszczenia otwarły się wyjątkowo głośno. Na czele bandy śmierciożerców stał...
_____________________________________
Muahahahahahaha, jestę okrutnę, nie powiem Wam, któż tam stał :P
Znów pisałam przez tydzień... no, właściwie to pisałam w dwie godziny, a wcześniej po prostu nie miałam czasu nic opublikować ;d
Soł pozdrawiam i pozostawiam ten rozdział bez żadnego dedyka ^_^
Pozdrawiamm ;**
Jestęę Kottę

P.S
Tutaj macie zdjęcie Dorcas, które wyjął Remus :


środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 20.

     Tonks leżała na łóżku szpitalnym z odsłoniętym brzuchem, a jakaś uzdorwicielka jeździła po nim dziwacznym urządzeniem. Obok stała obszerna aparatura na której widoczny był mały punkcik.
   - D-Dora?... Czy... czy to...?
   - Przepraszam, mogłaby nas pani na chwilę zostawić? - zwróciła się w do lekarki - spokojnie, to mój mąż!
     Dziewczyna uśmiechnęła uśmiechnęła się pod nosem,  i mruknęła cicho ,,gratulacje'' i wyszła.
   - Doro, błagam, powiedz mi o co tutaj chodzi?
   - Hmm... a zastanawiałeś się kiedyś, jakbym wyglądała, gdybym była... eee.. grubsza?
   - Nie, nigdy. Ale do czego zmierzasz?
   - Wiesz, chyba będziesz musiał się przyzwyczaić, bo przez kolejne osiem i pół miesiąca... obawiam się, że mogę delikatnie przytyć.
   - Dora, powiedz, czy to oznacza to, co myślę?
   - Tak, Remusie. Za osiem i pół miesiąca będziesz trzymał w ramionach swojego pierworodnego malucha! - wyszczerzyła zęby
   - O Merlinie! Tak się cieszę!
     Rzucił się w stronę żony i oparł ręce po obu jej stronach. Po chwili podniósł jedną i odgarnął różowy kosmyk wijący się po policzku niczym waż. Zbliżył się do jej twarzy i złożył na ustach namiętny pocałunek. Pierwszy taki pocałunek odkąd byli razem... pocałunek pełen miłości, ale za razem pożądania. Ich ciała były coraz bliżej siebie, lecz Tonks w końcu wybudziła się z transu, każąc przy okazji otrząsnąć się Remusowi.
   - Nie teraz, nie tutaj... - wyszeptała - Ale przyjdź po mnie o północy, jest tutaj tyle samo nieodkrytych sal, co w Hogwarcie, a z tego, co mi wiadomo w zamku odnaleźliście wszystkie, nie?
   - Nie wiem,  czy tyle wytrzymam. Aha... właśnie... zapomniałem ci powiedzieć, po co tu przyszedłem. Niestety ta zadumana uzdorwicielka kazała mi zostać na oddziale z tą... ale teraz są inne okoliczności, więc może nagnie zasady...
   - A co ty na to, żebyśmy jutro razem do niej poszli?
   - Dobra, ale byle jak najszybciej, z tym babsztylem długo nie wytrzymam...
   - Haha, widzisz, takie już są kobiety...
   - Ty nie...
   - I za to mnie kochasz.
   - I za to, że zawsze masz rację. Do północy, kochanie, do północy.
     I wyszedł z sali. W końcu mógł ściągnąć ten sztuczny uśmiech z twarzy. Dziecko?! O nie, na to nie był jeszcze gotowy... Czy bał się ojcowstwa? Na pewno.

***

     Lupin wszedł do swojej sali i od razu rzucił się na łóżko. W jego głowie roiło się od negatywnych myśli. ,,A co jeśli dziecko też będzie wilkołakiem? Co jeżeli nie będzie chciało znać ojca, który zrobi mu taką krzywdę? Co jeśli Dora odwróci się ode mnie, gdy dowie się, co zrobiłem naszemu dziecku?...'' Nie mógł na to pozwolić, ale nie mógł też jej zostawić. Nie w tym momencie. Potrzebowała pomocy.
   - Ojojoj! Widzę, że ktoś jest nie w sosie, co? - nagle weszła Weronika - Ale nie martw się, na wszystko da się zaradzić! Pomyśl o jakichś zajęciach w grupie! To na pewno ci pomoże, Remusiaczku!
   - Weroniko. - Remus wstał z łóżka i chwycił ją za dłonie - Jesteś naprawdę świetną kobietą, ale proszę zostaw mnie w spokoju. Za kilka miesięcy będę ojcem i chcę sobie wszystko poukładać. A z dziwaczką ślęczącą mi na karku to naprawdę bardzo trud...
     Nagle drzwi otwarły się z wyjątkowym hałasem. Stała w nich Tonks i wpatrywała się w złączone ręce Lupina i Masonees.
   - Przepraszam, że przeszkadzam. Już się ulatniam. - powiedziała ostro różowowłosa i wyszła.
   - Niee.. - jęknął wilkołak
   - Co za ironia! - Weronika zaczęła chichotać
   - Jak ty możesz mi to robić?! Rozwalasz mi rodzinę... - wrzasnął Remus i pobiegł w stronę sali 143C.
     Wszedł do środka i ujrzał Nimfadorę siedzącą na łóżku z podkulonymi nogami i rozmazanym tuszem na twarzy.
   - Dora... ja... t-to... nie tak... - wyszeptał i próbował objąć ją ramieniem, ale ona go odepchnęła
   - Ja głupia naprawdę wierzyłam, że nie chcesz być z nią w sali i zależy ci na mnie... na nas... - pomasowała się po brzuchu
   - Bo zależy. I zawsze będzie zależało. Mnie i Masonees nic nie łączy...
   - Winny zawsze się tłumaczy.
   - Próbowałem jej tylko wyjaśnić, że ma zostawić nas w spokoju, a ty weszłaś akurat w tym momencie.
   - Nie wierzę ci. Wyjdź.
   - Ale...
   - Wyjdź!
   - Ale...
   - WYNOCHA!
     Zrozpaczony Remus powłóczystym krokiem ruszył w stronę drzwi. Już miał wyjść, kiedy odwrócił się ostatni raz w stronę żony.
   - Będę czekał o północy w sali -2. Odkryłem ją, gdy byłem tu jako dziecko. Po ugryzieniu wilkołaka.
     Odszedł zostawiając Tonks z milionem myśli.

***

    Spojrzała na swoje przedramię. Mroczny znak powoli się poruszał, czerniał. Turkusowe loki osunęły się w dół muskając czaszkę. Fiołkowymi oczami spojrzała przed siebie uśmiechając się mściwie. Nagle usłyszała otwieranie się drzwi, więc szybko zakryła tatuaż rękawem bluzki.

_________________________________
Bardzo króciutki rozdział, ale nie mogłam go ciągnąć, bo chciałam zostawić ten posmaczek niepewności :D
Dedykuję go bratnim duszom - Magdalenie Brześkiewicz i Ellie Lupin :)
A tak wgl zapraszam na mojego nowego bloga o Scorpiusie Malfoy i Lily Lunie Potter ;3
www.gdy-nienawisc-jest-tak-wielka.blogspot.com
Mam nadzieję, że wejdziecie, pozdrawiam, Potterheads ;**

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 19.

   - Halo! Halo... budzimy się, szanowny...
     Remus poczuł, że leży na czymś miękkim, a przez zamknięte powieki spostrzegł, że dookoła jest bardzo jasno. Powoli otworzył oczy.
     Leżał na łóżku szpitalnym, a jakaś starszawa uzdrowicielka pochylała się nad nim i stukała różdżką w jego czoło.
   - Dosyć! - wrzasnął - POWIEDZIAŁEM, DOSYĆ!
   - Dobrze, już dobrze... - powiedziała kobieta, odetchnęła z ulgą i wyszła z pomieszczenia.
     Jak się okazało, Remus leżał na oddziale szpitalnym. Naokoło były tylko białe, sterylne meble i małe drewniane biurko. Tuż obok łóżka, na którym leżał Lupin stało drugie łóżko. Na nim siedziała młoda dziewczyna o niebieskich kręconych, długich włosach. Miała mały zadarty nosek i białe, proste zęby. Była ubrana w seledynowy sweterek, białą koszulkę - z logiem Fatalnch Jędz, fioletowe rurki i zielone trampki - firmy Convers.
   - Cześć. - rzekła - Jak się nazywasz? Ja Weronika Masonees. Wylądowałam tutaj, bo wilkołak ugryzł mnie w rękę. Tak naprawdę nikt nie wie, czy jestem, czy nie jestem wilkołakiem. Dlatego jestem tutaj, bo czasami mam zawroty głowy. Nigdy nie byłam w Hogwarcie, bo pochodzę z Ameryki. Tam chodziłam do Akademii Magii Meadmagic. Ale to właściwie nie ma nic do rzeczy, bo po skończeniu szkoły przeprowadziłam się do Londynu. A może ty opowiesz coś o sobie? Przez ostatnie trzy dni siedziałam tutaj sama i tylko czasami odwiedzałam innych chorujących. To jak się w końcu nazywasz?
   - Eee... cześć... ja nazywam się Remus Lupin...- zdziwiony gadatliwością sąsiadki nie wiedział, co ma właściwie mówić - Ja tutaj wylądowałem, bo zemdlałem.
   - O jejciu, czemu zemdlałeś? Wiesz, to może oznaczać bardzo wiele chorób. A masz jakieś urazy poza tym? Na przykład bóle brzucha, albo...
   - Nie, nie mam... - szybko jej przerwał - To było przez szok. A teraz przepraszam, muszę iść do mojej żony.
   - Masz żonę, Remusie? Jak się nazywa? Też leży w szpitalu? Czemu?...
     Coraz bardziej podenerwowany Lupin zatrzasnął drzwi i przekierował swoje kroki w stronę sali 143C. Gdy udało mu się znaleźć pomieszczenie wszedł do środka i zobaczył Nimfadorę wesoło rozmawiającą z uzdrowicielką. Jak zwykle wyglądała cudownie. Tym razem krótkie włosy zamieniła w długie, oczywiście różowe. Pięknie wyglądały, gdy jak fale obijały się o jej obojczyki. Miała fiołkowe oczy i bardzo długie, grube, czarne rzęsy, którymi bez przerwy machała, jakby chciała zwrócić uwagę każdego, kto na nią spojrzy.
   - To ja już idę. - powiedziała po chwili lekarka. Ona też w sumie nie była zła, chociaż w najmniejszym stopniu nie dorównywała urodą Tonks. Jej proste blond włosy kontrastowały z niebieskimi oczami. Nie miała jednak w ogóle rzęs, i to było co najmniej dziwne. No cóż, w każdym razie na pewno odejmowało jej urody - Witam, panie Lupin. Do widzenia, Nimfadoro!
   - Na razie! - odkrzyknęła - Co tam? Dlaczego jesteś w szpitalnej piżamie? Skarbie, coś ci się stało?!
   - To długa historia... i obiecuję, że opowiem ci ją w swoim czasie, naprawdę...
   - A dlaczego nie teraz?
   - Kiedyś... na pewno... ale nie w tej chwili...
   - Dobrze, widzę, że nie wygram - zasmuciła się
     Nagle drzwi do pomieszczenia otwarły się z hukiem. Stała w nich Weronika Masonees. Była cała roześmiana, a jej turkusowe włosy latały na wszystkie strony.
   - Oj! - pisnęła - Tak się przechadzam, a tutaj... witaj, Remusie!
   - Remus, kto to jest, co? - Nimfadora spojrzała srogo na męża. On w odpowiedzi wymamrotał coś niezrozumiałego.
   - My się znamy z oddziału! - wyszczerzyła zęby Weronika - Więc ty jesteś żoną tego przystojniaka, nie? Właśnie mówił, że do ciebie idzie! A ja... nazywam się Weronika Masonees. I patrz! - wskazała na swój palec - Wilkołak mnie użarł!
   - Możesz nas zostawić samych? - rzuciła oschle Tonks
   - Jasne! Ale pamiętajcie, że to oddział publiczny, kochani! - powiedziała, po czym wyszła.
   - Żądam wyjaśnień.
   - Doro, to tylko znajoma z oddziału! Nikt więcej!
   - ,,Więc ty jesteś żoną tego przystojniaka..." Jak tak dalej pójdzie, to nie wiem, czy dalej nią będę!
   - Nie rozumiem cię. Przychodzi jakaś wariatka. Dowala się do mnie i do ciebie, a ty zamiast opowiedzieć, co się u ciebie działo robisz mi jakieś głupie sceny zazdrości!
   - Głupie sceny zazdrości?! A co ty byś zrobił, gdyby na moim oddziale zamieszkał jakiś młody przystojniak i przy tobie opowiadał, jaka to jestem piękna?
   - Ja...
   - No właśnie.
   - Przepraszam cię, miałaś rzeczywiście rację...
   - Ja też przepraszam... - szepnęła Tonks, podniosła się i przysunęła do męża, żeby go pocałować. Zatopiła się w nim, czuła, jak bardzo mu wstyd za całą tą nieprzyjemną sytuację. O tak, na pewno mu wybaczyła. Trwaliby tak w pocałunku jeszcze pewien czas, gdyby nie...
   - Mówiłam, że to oddział publiczny! - wyszczerzyła zęby Masonees - Pohamujcie się trochę, bo trzeba będzie wezwać uzdrowicieli, żeby was rozłączyli!
   - Wyjdź. - rozkazała Nimfadora - Teraz.
   - Oj dobrze, już dobrze! - zaszczebiotała - nie będę wam przeszkadzać! Całuski!
   - Kochanie... zrozum, że to nie moja wina! - błagał Lupin - A co ty na to, żebym pogadał z uzdrowicielką... i żebyśmy mogli mieszkać w jednym oddziale?
   - A mógłbyś? Nie powiem, byłabym spokojniejsza...
   - Nie ufasz mi.
   - Ufam ci. Nie ufam Masonees.
   - Jesteś tego absolutnie pewna?
   - Tak... - znowu przybliżyła się do niego. Zarzuciła ręce na jego szyję - Chociaż... wiesz, nie mam dowodu, że mogę ci ufać i w ogóle... - dziewczyna nie zdążyła skończyć wypowiedzi, bo Remus zamknął jej usta pocałunkiem. W końcu po kilku minutach odkleili się od siebie. - Taaak... myślę, że chyba na razie mi wystarczy. Reszta w domu - uśmiechnęła się.
   - Nie mogę się doczekać - odwzajemnił uśmiech - ale teraz chyba muszę już iść... chyba, że wolisz, żebym został na tym oddziale, co teraz...
   - Nigdy. - szepnęła - Leć już. Chcę cię tutaj widzieć za piętnaście minut, skarbie. - pocałowała go jeszcze raz w usta, tym razem krótko.
   - Zaraz będę.
     I wyszedł.
   
     Remus wszedł na swój oddział. Postanowił poszukać przełożonej uzdrowicielki, która, jak dowiedział się z karteczki - nazywała się Jane Mercace.
   - Dzień dobry. - powiedział - Czy zastałem eee... panią Mercace?
   - To ja. Ma pan jakiś problem panie ... Lupin, tak? - kobieta odwróciła się. Wyglądała jak typowa, sroga nauczycielka. Miała czekoladowobrązowe włosy upięte w ciasny kok i wąskie usta. Ubrana była w biały kilt i kremowe baleriny.
   - Tak. Chciałem się zapytać, czy byłaby możliwość przeniesienia mnie z oddziału 128B do 143C?
   - Obawiam się, że to raczej kłopot. Przenosimy tylko przy bardzo poważnych okolicznościach. Pańską koleżanką z pokoju jest pani Weronika Masonees, tak?
   - No właśnie to jest kłopot. W szpitalu znajduje się też moja żona - Nimfadora Lupin. Ona... ona jest zazdrosna o Weronikę. Nie ufa jej. Boi się... że coś się przez nią wydarzy.
   - To nie jest przyczyna nie cierpiąca zwłoki, albo zagrażająca życiu, lub zdrowiu, prawda?
   - No nie wiem... jak żona się dowie, że będę teraz mieszkał z jakąś obcą babą, to...
   - Proszę mi nie zawracać głowy! DO WIDZENIA!
     Remus oddalił się ze spuszczoną głową do oddziału 143C. Musiał powiedzieć Tonks o całej smutnej sytuacji.
     Wszedł do środka.
     To, co tam zobaczył absolutnie go zamurowało.
___________________________________
Cóż, szczerze? Nie podoba mi się ten rozdział. Nudny jest.
Obiecuję, że w kolejnym będzie o wiele, wiele, wiele, wiele więcej akcji!
Dedyk for Róża Wasińska ;**
Pamiętajcie o komentowaniu :D

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 18.

   - Harry, porozmawiamy później, dobra? - spytał Lupin - Słyszysz?... Ron i Dora wrócili, trzeba ich przywitać...
   - Remusie, ale...
   - Później.
   - Ale...
   - Harry, nie dociera? Później!
   - No dobrze, już dobrze...
     Remus odszedł w stronę Nory, aby przywitać się z żoną.

***

     Miała rozwiane, różowe włosy lecące we wszystkie strony. Fiołkowymi oczami szukała męża, który - jak dowiedziała się od Molly - wrócił już jakiś czas temu i aktualnie poszedł porozmawiać z młodym Potterem.
     Nagle zobaczyła idącego w jej kierunku mężczyznę. Miał kilka więcej rozcięć na twarzy, a szata była o wiele bardziej potargana niż przed odlotem. Chyba ją zauważył, bo wymusił uśmiech, choć z jego oczu ewidentnie biły fale smutku.
   - Remus! - krzyknęła, ale on wyciągnął różdżkę i trzymał ją na wysokości piersi Tonks - Kochanie, co ty wyprawiasz?!
   - Kogo Potterowie podejrzewali kiedyś o zdradę i odwrócenie się w stronę Voldemorta?! - uśmiech ulgi pojawił się na twarzy dziewczyny, gdy usłyszała pytanie.
   - Podejrzewali ciebie, skarbie. Chociaż zdrajcą był Peter Pettigrew zwany Glizdogonem.
   - Przepraszam za to.
   - Nie szkodzi, ostrożność najważniejsza. Zwłaszcza po tym jak okazało się, że ktoś nas zdradził...
   - Przepraszam... - szepnął i podszedł do Tonks.
   - Nie masz za co...
   - A gdybyś teraz umarła? Tam, na górze, a mnie nie byłoby przy tobie?
   - Ale nie umarłam.
   - I właśnie za to cię kocham.
     Nimfadora spojrzała pytającym spojrzeniem na męża.
   - Zawsze tak pozytywnie myślisz, nigdy nie odpuszczasz...
   - Masz rację, nigdy nie odpuszczam.
     Dziewczyna podeszła do Lupina. Spojrzała w jego oczy. Były czekoladowe. Można było w nich utonąć. Popatrzyła na jego pełne usta z których ciekła strużka krwi.
   - Spójrz... krew ci leci... - podeszła jeszcze bliżej
   - Tak... będę musiał to zdezynfekować i... - nie zdążył skończyć, bo dziewczyna pocałowała go namiętnie. Czuła go całą sobą. Przepływały przez nią impulsy i przyjemne dreszcze. Nagle Remus odepchnął ją delikatnie.
   - Nie możemy... - szepnął
   - Jasne. Jak zwykle. - odrzekła sucho i odwróciła się na pięcie.
   - Eeej... skarbie, o co chodzi?
   - O co chodzi? Nie byliśmy blisko siebie od takiego czasu...
   - Doro... przypominam ci, gdzie jesteśmy. To ogródek Molly i Artura. Dookoła biegają dzieciaki, a poza granicami bezpieczeństwa trwa bitwa. Nie wiadomo, czy wszyscy przeżyli, bo ani Fleur, ani Bill, ani Szalonooki, ani Dung jeszcze nie wrócili.
   - No tak... kompletnie zapomniałam... przepraszam, skarbie... - odwróciła się z powrotem i spojrzała na zmęczoną twarz męża. Uśmiechnęła się smutno.
  - Chodźmy już do Nory. Pewnie się martwią.

***

     Mijały kolejne minuty, a nikt więcej się jeszcze nie pojawił. W niewielkim salonie trwała nieprzyjemna cisza. Wszyscy spoglądali w stronę drzwi z nadzieją, że w końcu ktoś je przekroczy i będą mogli odetchnąć w spokoju.
     Nagle drzwi otwarły się i próg przekroczyła smukła Fleur u boku poszarpanego Billa. Artur doskoczył do syna i przyszłej synowej, aby uściskać obojga, ale Bill odepchnął go.
   - Moody nie żyje. - wyszeptał gardłowym tonem - Dung zobaczył lecącego w ich stronę Voldemorta i deportował się. Wtedy Szalonooki dostał Morderczym Zaklęciem i spadł z miotły. Nie widziałem, co działo się dalej, bo Voldemort już poleciał za nami.
     Reakcja była natychmiastowa. Tonks spojrzała jeszcze raz na Billa i przeniosła wzrok na męża.
   - Dora... wróćmy już do domu... - podszedł do niej i szarpnął ją za rękaw - wróćmy...
   - Nie... - głos jej zadrgał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza wielkości sykla. Popatrzyła ostatni raz w oczy Lupina i upadła bez zmysłów na podłogę.

***

     Dziewczyna leżała na łóżku w szpitalu. Nad nią pochylał się uzdrowiciel w białej szacie i stukał różdżką w jej pierś mrucząc pod nosem zaklęcia. Obok stał jasnowłosy mężczyzna z licznymi bliznami i zadrapaniami na twarzy. Uzdrowiciel w końcu odszedł od kobiety i kiwnął głową w stronę jej męża wskazując na krzesło obok łóżka.
   - Kochanie... - szepnął, gdy zobaczył zamykające się drzwi - nie martw się... wszystko będzie dobrze... naprawdę... obiecuję ci... - nagle powieki Tonks nieznacznie się poruszyły - zobaczysz, że nic złego się nie stanie... będziemy szczęśliwą... r-r...rod-dzii...
     Remus Lupin upadł na podłogę, bez zmysłów. Tak jak wcześniej jego żona.
____________________________________________
Dedyk dla Avady Kedavry i Stacy Malfoy ;***
Przepraszam Was, że tyle to wszystko trwało :( naprawdę mi przykro, ale to był chwilowy brak weny. Obecnie mi jej nie brakuje i kolejny rozdział ukaże się niebawem ^^
Dziękuję za te wszystkie nominacje to The Versatile Blogger, niedługo nominuję inne blogi, ale niedługo mam sprawdzian szóstoklasisty i nie mam na <prawie> nic czasu...

poniedziałek, 18 marca 2013

Liebster Awards

Po pierwsze dziękuję za nominację Belli Lestrange ;**

A sama nominuję :

Pytania dla Was :
1) Kogo z HP najbardziej lubisz?
2) Z jakiego domu jesteś?
3) Jaki przedmiot (z Hogwartu) najbardziej lubisz?
4) Kim w świecie magii byś był/a w przyszłości?
5) Do jakiej postaci najbardziej się utożsamiasz?
6) Którą część najbardziej lubisz?
7) Jesteś półkrwi, czystej krwi, czy mugolakiem?
8) Jaka jest Twoja ulubiona para z HP?
9) Jaki mugolski przedmiot najbardziej lubisz?
10) Kim w świecie mugoli chcesz być w przyszłości?
11) Jakie magiczne, a jakie mugolskie stworzenie lubisz najbardziej?

A tutaj moje odpowiedzi na pytania zadane przez Bellę xD :

1) Jaka jest Twoja ulubiona postać z Harry'ego Pottera? - Remus Lupin <33
2) Jakie jest Twoje hobby? - Oczywiście pisanie ^^
3) Twoja ulubiona książka. - Harry Potter i Książe Półkrwi
4) Ulubiony film. - Harry Potter i Więzień Azkabanu
5) Jak poznałeś/aś Harry'ego Pottera. - wszystko dzięki mojej kochanej mamie, która poleciła mi książkę ;**
6) Jaki jest Twój ulubiony potterowski parring? - Remfadora i Jily <3
7) Jaki jest Twój ulubiony przedmiot? - j.polski *___*
8) Jakie jest Twoje marzenie? - hmm.. DOSTAĆ SIĘ DO HOGWARTU xD
9) Co chcesz robić w przyszłości? - dziennikarstwo ;3
10) Za jaką osobę się uważasz? - wesołą, wiecznie roztrzepaną i lekko zwariowaną ;p
11) Kto jest Twoim idolem? - uwielbiam zespół TGD (możecie mnie za dziwną uważać, ale cóż) no i oczywiście J.K Rowling ;**

ZASADY LIEBSTER AWARDS :
- najpierw odpowiadasz na 11 zadanych pytań ;
- potem nominujesz 11 innych blogów;
- informujesz o nominacji właścicieli tamtych blogów;
- na koniec zadajesz swoje pytania.

MYŚLĘ, ŻE OGARNIACIE :D
I jeszcze raz dziękuję za dedyk ;**