- Halo! Halo... budzimy się, szanowny...
Remus poczuł, że leży na czymś miękkim, a przez zamknięte powieki spostrzegł, że dookoła jest bardzo jasno. Powoli otworzył oczy.
Leżał na łóżku szpitalnym, a jakaś starszawa uzdrowicielka pochylała się nad nim i stukała różdżką w jego czoło.
- Dosyć! - wrzasnął - POWIEDZIAŁEM, DOSYĆ!
- Dobrze, już dobrze... - powiedziała kobieta, odetchnęła z ulgą i wyszła z pomieszczenia.
Jak się okazało, Remus leżał na oddziale szpitalnym. Naokoło były tylko białe, sterylne meble i małe drewniane biurko. Tuż obok łóżka, na którym leżał Lupin stało drugie łóżko. Na nim siedziała młoda dziewczyna o niebieskich kręconych, długich włosach. Miała mały zadarty nosek i białe, proste zęby. Była ubrana w seledynowy sweterek, białą koszulkę - z logiem Fatalnch Jędz, fioletowe rurki i zielone trampki - firmy Convers.
- Cześć. - rzekła - Jak się nazywasz? Ja Weronika Masonees. Wylądowałam tutaj, bo wilkołak ugryzł mnie w rękę. Tak naprawdę nikt nie wie, czy jestem, czy nie jestem wilkołakiem. Dlatego jestem tutaj, bo czasami mam zawroty głowy. Nigdy nie byłam w Hogwarcie, bo pochodzę z Ameryki. Tam chodziłam do Akademii Magii Meadmagic. Ale to właściwie nie ma nic do rzeczy, bo po skończeniu szkoły przeprowadziłam się do Londynu. A może ty opowiesz coś o sobie? Przez ostatnie trzy dni siedziałam tutaj sama i tylko czasami odwiedzałam innych chorujących. To jak się w końcu nazywasz?
- Eee... cześć... ja nazywam się Remus Lupin...- zdziwiony gadatliwością sąsiadki nie wiedział, co ma właściwie mówić - Ja tutaj wylądowałem, bo zemdlałem.
- O jejciu, czemu zemdlałeś? Wiesz, to może oznaczać bardzo wiele chorób. A masz jakieś urazy poza tym? Na przykład bóle brzucha, albo...
- Nie, nie mam... - szybko jej przerwał - To było przez szok. A teraz przepraszam, muszę iść do mojej żony.
- Masz żonę, Remusie? Jak się nazywa? Też leży w szpitalu? Czemu?...
Coraz bardziej podenerwowany Lupin zatrzasnął drzwi i przekierował swoje kroki w stronę sali 143C. Gdy udało mu się znaleźć pomieszczenie wszedł do środka i zobaczył Nimfadorę wesoło rozmawiającą z uzdrowicielką. Jak zwykle wyglądała cudownie. Tym razem krótkie włosy zamieniła w długie, oczywiście różowe. Pięknie wyglądały, gdy jak fale obijały się o jej obojczyki. Miała fiołkowe oczy i bardzo długie, grube, czarne rzęsy, którymi bez przerwy machała, jakby chciała zwrócić uwagę każdego, kto na nią spojrzy.
- To ja już idę. - powiedziała po chwili lekarka. Ona też w sumie nie była zła, chociaż w najmniejszym stopniu nie dorównywała urodą Tonks. Jej proste blond włosy kontrastowały z niebieskimi oczami. Nie miała jednak w ogóle rzęs, i to było co najmniej dziwne. No cóż, w każdym razie na pewno odejmowało jej urody - Witam, panie Lupin. Do widzenia, Nimfadoro!
- Na razie! - odkrzyknęła - Co tam? Dlaczego jesteś w szpitalnej piżamie? Skarbie, coś ci się stało?!
- To długa historia... i obiecuję, że opowiem ci ją w swoim czasie, naprawdę...
- A dlaczego nie teraz?
- Kiedyś... na pewno... ale nie w tej chwili...
- Dobrze, widzę, że nie wygram - zasmuciła się
Nagle drzwi do pomieszczenia otwarły się z hukiem. Stała w nich Weronika Masonees. Była cała roześmiana, a jej turkusowe włosy latały na wszystkie strony.
- Oj! - pisnęła - Tak się przechadzam, a tutaj... witaj, Remusie!
- Remus, kto to jest, co? - Nimfadora spojrzała srogo na męża. On w odpowiedzi wymamrotał coś niezrozumiałego.
- My się znamy z oddziału! - wyszczerzyła zęby Weronika - Więc ty jesteś żoną tego przystojniaka, nie? Właśnie mówił, że do ciebie idzie! A ja... nazywam się Weronika Masonees. I patrz! - wskazała na swój palec - Wilkołak mnie użarł!
- Możesz nas zostawić samych? - rzuciła oschle Tonks
- Jasne! Ale pamiętajcie, że to oddział publiczny, kochani! - powiedziała, po czym wyszła.
- Żądam wyjaśnień.
- Doro, to tylko znajoma z oddziału! Nikt więcej!
- ,,Więc ty jesteś żoną tego przystojniaka..." Jak tak dalej pójdzie, to nie wiem, czy dalej nią będę!
- Nie rozumiem cię. Przychodzi jakaś wariatka. Dowala się do mnie i do ciebie, a ty zamiast opowiedzieć, co się u ciebie działo robisz mi jakieś głupie sceny zazdrości!
- Głupie sceny zazdrości?! A co ty byś zrobił, gdyby na moim oddziale zamieszkał jakiś młody przystojniak i przy tobie opowiadał, jaka to jestem piękna?
- Ja...
- No właśnie.
- Przepraszam cię, miałaś rzeczywiście rację...
- Ja też przepraszam... - szepnęła Tonks, podniosła się i przysunęła do męża, żeby go pocałować. Zatopiła się w nim, czuła, jak bardzo mu wstyd za całą tą nieprzyjemną sytuację. O tak, na pewno mu wybaczyła. Trwaliby tak w pocałunku jeszcze pewien czas, gdyby nie...
- Mówiłam, że to oddział publiczny! - wyszczerzyła zęby Masonees - Pohamujcie się trochę, bo trzeba będzie wezwać uzdrowicieli, żeby was rozłączyli!
- Wyjdź. - rozkazała Nimfadora - Teraz.
- Oj dobrze, już dobrze! - zaszczebiotała - nie będę wam przeszkadzać! Całuski!
- Kochanie... zrozum, że to nie moja wina! - błagał Lupin - A co ty na to, żebym pogadał z uzdrowicielką... i żebyśmy mogli mieszkać w jednym oddziale?
- A mógłbyś? Nie powiem, byłabym spokojniejsza...
- Nie ufasz mi.
- Ufam ci. Nie ufam Masonees.
- Jesteś tego absolutnie pewna?
- Tak... - znowu przybliżyła się do niego. Zarzuciła ręce na jego szyję - Chociaż... wiesz, nie mam dowodu, że mogę ci ufać i w ogóle... - dziewczyna nie zdążyła skończyć wypowiedzi, bo Remus zamknął jej usta pocałunkiem. W końcu po kilku minutach odkleili się od siebie. - Taaak... myślę, że chyba na razie mi wystarczy. Reszta w domu - uśmiechnęła się.
- Nie mogę się doczekać - odwzajemnił uśmiech - ale teraz chyba muszę już iść... chyba, że wolisz, żebym został na tym oddziale, co teraz...
- Nigdy. - szepnęła - Leć już. Chcę cię tutaj widzieć za piętnaście minut, skarbie. - pocałowała go jeszcze raz w usta, tym razem krótko.
- Zaraz będę.
I wyszedł.
Remus wszedł na swój oddział. Postanowił poszukać przełożonej uzdrowicielki, która, jak dowiedział się z karteczki - nazywała się Jane Mercace.
- Dzień dobry. - powiedział - Czy zastałem eee... panią Mercace?
- To ja. Ma pan jakiś problem panie ... Lupin, tak? - kobieta odwróciła się. Wyglądała jak typowa, sroga nauczycielka. Miała czekoladowobrązowe włosy upięte w ciasny kok i wąskie usta. Ubrana była w biały kilt i kremowe baleriny.
- Tak. Chciałem się zapytać, czy byłaby możliwość przeniesienia mnie z oddziału 128B do 143C?
- Obawiam się, że to raczej kłopot. Przenosimy tylko przy bardzo poważnych okolicznościach. Pańską koleżanką z pokoju jest pani Weronika Masonees, tak?
- No właśnie to jest kłopot. W szpitalu znajduje się też moja żona - Nimfadora Lupin. Ona... ona jest zazdrosna o Weronikę. Nie ufa jej. Boi się... że coś się przez nią wydarzy.
- To nie jest przyczyna nie cierpiąca zwłoki, albo zagrażająca życiu, lub zdrowiu, prawda?
- No nie wiem... jak żona się dowie, że będę teraz mieszkał z jakąś obcą babą, to...
- Proszę mi nie zawracać głowy! DO WIDZENIA!
Remus oddalił się ze spuszczoną głową do oddziału 143C. Musiał powiedzieć Tonks o całej smutnej sytuacji.
Wszedł do środka.
To, co tam zobaczył absolutnie go zamurowało.
___________________________________
Cóż, szczerze? Nie podoba mi się ten rozdział. Nudny jest.
Obiecuję, że w kolejnym będzie o wiele, wiele, wiele, wiele więcej akcji!
Dedyk for Róża Wasińska ;**
Pamiętajcie o komentowaniu :D
niedziela, 31 marca 2013
poniedziałek, 25 marca 2013
Rozdział 18.
- Harry, porozmawiamy później, dobra? - spytał Lupin - Słyszysz?... Ron i Dora wrócili, trzeba ich przywitać...
- Remusie, ale...
- Później.
- Ale...
- Harry, nie dociera? Później!
- No dobrze, już dobrze...
Remus odszedł w stronę Nory, aby przywitać się z żoną.
***
Miała rozwiane, różowe włosy lecące we wszystkie strony. Fiołkowymi oczami szukała męża, który - jak dowiedziała się od Molly - wrócił już jakiś czas temu i aktualnie poszedł porozmawiać z młodym Potterem.
Nagle zobaczyła idącego w jej kierunku mężczyznę. Miał kilka więcej rozcięć na twarzy, a szata była o wiele bardziej potargana niż przed odlotem. Chyba ją zauważył, bo wymusił uśmiech, choć z jego oczu ewidentnie biły fale smutku.
- Remus! - krzyknęła, ale on wyciągnął różdżkę i trzymał ją na wysokości piersi Tonks - Kochanie, co ty wyprawiasz?!
- Kogo Potterowie podejrzewali kiedyś o zdradę i odwrócenie się w stronę Voldemorta?! - uśmiech ulgi pojawił się na twarzy dziewczyny, gdy usłyszała pytanie.
- Podejrzewali ciebie, skarbie. Chociaż zdrajcą był Peter Pettigrew zwany Glizdogonem.
- Przepraszam za to.
- Nie szkodzi, ostrożność najważniejsza. Zwłaszcza po tym jak okazało się, że ktoś nas zdradził...
- Przepraszam... - szepnął i podszedł do Tonks.
- Nie masz za co...
- A gdybyś teraz umarła? Tam, na górze, a mnie nie byłoby przy tobie?
- Ale nie umarłam.
- I właśnie za to cię kocham.
Nimfadora spojrzała pytającym spojrzeniem na męża.
- Zawsze tak pozytywnie myślisz, nigdy nie odpuszczasz...
- Masz rację, nigdy nie odpuszczam.
Dziewczyna podeszła do Lupina. Spojrzała w jego oczy. Były czekoladowe. Można było w nich utonąć. Popatrzyła na jego pełne usta z których ciekła strużka krwi.
- Spójrz... krew ci leci... - podeszła jeszcze bliżej
- Tak... będę musiał to zdezynfekować i... - nie zdążył skończyć, bo dziewczyna pocałowała go namiętnie. Czuła go całą sobą. Przepływały przez nią impulsy i przyjemne dreszcze. Nagle Remus odepchnął ją delikatnie.
- Nie możemy... - szepnął
- Jasne. Jak zwykle. - odrzekła sucho i odwróciła się na pięcie.
- Eeej... skarbie, o co chodzi?
- O co chodzi? Nie byliśmy blisko siebie od takiego czasu...
- Doro... przypominam ci, gdzie jesteśmy. To ogródek Molly i Artura. Dookoła biegają dzieciaki, a poza granicami bezpieczeństwa trwa bitwa. Nie wiadomo, czy wszyscy przeżyli, bo ani Fleur, ani Bill, ani Szalonooki, ani Dung jeszcze nie wrócili.
- No tak... kompletnie zapomniałam... przepraszam, skarbie... - odwróciła się z powrotem i spojrzała na zmęczoną twarz męża. Uśmiechnęła się smutno.
- Chodźmy już do Nory. Pewnie się martwią.
***
Mijały kolejne minuty, a nikt więcej się jeszcze nie pojawił. W niewielkim salonie trwała nieprzyjemna cisza. Wszyscy spoglądali w stronę drzwi z nadzieją, że w końcu ktoś je przekroczy i będą mogli odetchnąć w spokoju.
Nagle drzwi otwarły się i próg przekroczyła smukła Fleur u boku poszarpanego Billa. Artur doskoczył do syna i przyszłej synowej, aby uściskać obojga, ale Bill odepchnął go.
- Moody nie żyje. - wyszeptał gardłowym tonem - Dung zobaczył lecącego w ich stronę Voldemorta i deportował się. Wtedy Szalonooki dostał Morderczym Zaklęciem i spadł z miotły. Nie widziałem, co działo się dalej, bo Voldemort już poleciał za nami.
Reakcja była natychmiastowa. Tonks spojrzała jeszcze raz na Billa i przeniosła wzrok na męża.
- Dora... wróćmy już do domu... - podszedł do niej i szarpnął ją za rękaw - wróćmy...
- Nie... - głos jej zadrgał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza wielkości sykla. Popatrzyła ostatni raz w oczy Lupina i upadła bez zmysłów na podłogę.
***
Dziewczyna leżała na łóżku w szpitalu. Nad nią pochylał się uzdrowiciel w białej szacie i stukał różdżką w jej pierś mrucząc pod nosem zaklęcia. Obok stał jasnowłosy mężczyzna z licznymi bliznami i zadrapaniami na twarzy. Uzdrowiciel w końcu odszedł od kobiety i kiwnął głową w stronę jej męża wskazując na krzesło obok łóżka.
- Kochanie... - szepnął, gdy zobaczył zamykające się drzwi - nie martw się... wszystko będzie dobrze... naprawdę... obiecuję ci... - nagle powieki Tonks nieznacznie się poruszyły - zobaczysz, że nic złego się nie stanie... będziemy szczęśliwą... r-r...rod-dzii...
Remus Lupin upadł na podłogę, bez zmysłów. Tak jak wcześniej jego żona.
____________________________________________
Dedyk dla Avady Kedavry i Stacy Malfoy ;***
Przepraszam Was, że tyle to wszystko trwało :( naprawdę mi przykro, ale to był chwilowy brak weny. Obecnie mi jej nie brakuje i kolejny rozdział ukaże się niebawem ^^
Dziękuję za te wszystkie nominacje to The Versatile Blogger, niedługo nominuję inne blogi, ale niedługo mam sprawdzian szóstoklasisty i nie mam na <prawie> nic czasu...
- Remusie, ale...
- Później.
- Ale...
- Harry, nie dociera? Później!
- No dobrze, już dobrze...
Remus odszedł w stronę Nory, aby przywitać się z żoną.
***
Miała rozwiane, różowe włosy lecące we wszystkie strony. Fiołkowymi oczami szukała męża, który - jak dowiedziała się od Molly - wrócił już jakiś czas temu i aktualnie poszedł porozmawiać z młodym Potterem.
Nagle zobaczyła idącego w jej kierunku mężczyznę. Miał kilka więcej rozcięć na twarzy, a szata była o wiele bardziej potargana niż przed odlotem. Chyba ją zauważył, bo wymusił uśmiech, choć z jego oczu ewidentnie biły fale smutku.
- Remus! - krzyknęła, ale on wyciągnął różdżkę i trzymał ją na wysokości piersi Tonks - Kochanie, co ty wyprawiasz?!
- Kogo Potterowie podejrzewali kiedyś o zdradę i odwrócenie się w stronę Voldemorta?! - uśmiech ulgi pojawił się na twarzy dziewczyny, gdy usłyszała pytanie.
- Podejrzewali ciebie, skarbie. Chociaż zdrajcą był Peter Pettigrew zwany Glizdogonem.
- Przepraszam za to.
- Nie szkodzi, ostrożność najważniejsza. Zwłaszcza po tym jak okazało się, że ktoś nas zdradził...
- Przepraszam... - szepnął i podszedł do Tonks.
- Nie masz za co...
- A gdybyś teraz umarła? Tam, na górze, a mnie nie byłoby przy tobie?
- Ale nie umarłam.
- I właśnie za to cię kocham.
Nimfadora spojrzała pytającym spojrzeniem na męża.
- Zawsze tak pozytywnie myślisz, nigdy nie odpuszczasz...
- Masz rację, nigdy nie odpuszczam.
Dziewczyna podeszła do Lupina. Spojrzała w jego oczy. Były czekoladowe. Można było w nich utonąć. Popatrzyła na jego pełne usta z których ciekła strużka krwi.
- Spójrz... krew ci leci... - podeszła jeszcze bliżej
- Tak... będę musiał to zdezynfekować i... - nie zdążył skończyć, bo dziewczyna pocałowała go namiętnie. Czuła go całą sobą. Przepływały przez nią impulsy i przyjemne dreszcze. Nagle Remus odepchnął ją delikatnie.
- Nie możemy... - szepnął
- Jasne. Jak zwykle. - odrzekła sucho i odwróciła się na pięcie.
- Eeej... skarbie, o co chodzi?
- O co chodzi? Nie byliśmy blisko siebie od takiego czasu...
- Doro... przypominam ci, gdzie jesteśmy. To ogródek Molly i Artura. Dookoła biegają dzieciaki, a poza granicami bezpieczeństwa trwa bitwa. Nie wiadomo, czy wszyscy przeżyli, bo ani Fleur, ani Bill, ani Szalonooki, ani Dung jeszcze nie wrócili.
- No tak... kompletnie zapomniałam... przepraszam, skarbie... - odwróciła się z powrotem i spojrzała na zmęczoną twarz męża. Uśmiechnęła się smutno.
- Chodźmy już do Nory. Pewnie się martwią.
***
Mijały kolejne minuty, a nikt więcej się jeszcze nie pojawił. W niewielkim salonie trwała nieprzyjemna cisza. Wszyscy spoglądali w stronę drzwi z nadzieją, że w końcu ktoś je przekroczy i będą mogli odetchnąć w spokoju.
Nagle drzwi otwarły się i próg przekroczyła smukła Fleur u boku poszarpanego Billa. Artur doskoczył do syna i przyszłej synowej, aby uściskać obojga, ale Bill odepchnął go.
- Moody nie żyje. - wyszeptał gardłowym tonem - Dung zobaczył lecącego w ich stronę Voldemorta i deportował się. Wtedy Szalonooki dostał Morderczym Zaklęciem i spadł z miotły. Nie widziałem, co działo się dalej, bo Voldemort już poleciał za nami.
Reakcja była natychmiastowa. Tonks spojrzała jeszcze raz na Billa i przeniosła wzrok na męża.
- Dora... wróćmy już do domu... - podszedł do niej i szarpnął ją za rękaw - wróćmy...
- Nie... - głos jej zadrgał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza wielkości sykla. Popatrzyła ostatni raz w oczy Lupina i upadła bez zmysłów na podłogę.
***
Dziewczyna leżała na łóżku w szpitalu. Nad nią pochylał się uzdrowiciel w białej szacie i stukał różdżką w jej pierś mrucząc pod nosem zaklęcia. Obok stał jasnowłosy mężczyzna z licznymi bliznami i zadrapaniami na twarzy. Uzdrowiciel w końcu odszedł od kobiety i kiwnął głową w stronę jej męża wskazując na krzesło obok łóżka.
- Kochanie... - szepnął, gdy zobaczył zamykające się drzwi - nie martw się... wszystko będzie dobrze... naprawdę... obiecuję ci... - nagle powieki Tonks nieznacznie się poruszyły - zobaczysz, że nic złego się nie stanie... będziemy szczęśliwą... r-r...rod-dzii...
Remus Lupin upadł na podłogę, bez zmysłów. Tak jak wcześniej jego żona.
____________________________________________
Dedyk dla Avady Kedavry i Stacy Malfoy ;***
Przepraszam Was, że tyle to wszystko trwało :( naprawdę mi przykro, ale to był chwilowy brak weny. Obecnie mi jej nie brakuje i kolejny rozdział ukaże się niebawem ^^
Dziękuję za te wszystkie nominacje to The Versatile Blogger, niedługo nominuję inne blogi, ale niedługo mam sprawdzian szóstoklasisty i nie mam na <prawie> nic czasu...
poniedziałek, 18 marca 2013
Liebster Awards
Po pierwsze dziękuję za nominację Belli Lestrange ;**
- potem nominujesz 11 innych blogów;
- informujesz o nominacji właścicieli tamtych blogów;
- na koniec zadajesz swoje pytania.
MYŚLĘ, ŻE OGARNIACIE :D
I jeszcze raz dziękuję za dedyk ;**
A sama nominuję :
Pytania dla Was :
1) Kogo z HP najbardziej lubisz?
2) Z jakiego domu jesteś?
3) Jaki przedmiot (z Hogwartu) najbardziej lubisz?
4) Kim w świecie magii byś był/a w przyszłości?
5) Do jakiej postaci najbardziej się utożsamiasz?
6) Którą część najbardziej lubisz?
7) Jesteś półkrwi, czystej krwi, czy mugolakiem?
8) Jaka jest Twoja ulubiona para z HP?
9) Jaki mugolski przedmiot najbardziej lubisz?
10) Kim w świecie mugoli chcesz być w przyszłości?
11) Jakie magiczne, a jakie mugolskie stworzenie lubisz najbardziej?
A tutaj moje odpowiedzi na pytania zadane przez Bellę xD :
- najpierw odpowiadasz na 11 zadanych pytań ;
1) Jaka jest Twoja ulubiona postać z Harry'ego Pottera? - Remus Lupin <33
2) Jakie jest Twoje hobby? - Oczywiście pisanie ^^
3) Twoja ulubiona książka. - Harry Potter i Książe Półkrwi
4) Ulubiony film. - Harry Potter i Więzień Azkabanu
5) Jak poznałeś/aś Harry'ego Pottera. - wszystko dzięki mojej kochanej mamie, która poleciła mi książkę ;**
6) Jaki jest Twój ulubiony potterowski parring? - Remfadora i Jily <3
7) Jaki jest Twój ulubiony przedmiot? - j.polski *___*
8) Jakie jest Twoje marzenie? - hmm.. DOSTAĆ SIĘ DO HOGWARTU xD
9) Co chcesz robić w przyszłości? - dziennikarstwo ;3
10) Za jaką osobę się uważasz? - wesołą, wiecznie roztrzepaną i lekko zwariowaną ;p
11) Kto jest Twoim idolem? - uwielbiam zespół TGD (możecie mnie za dziwną uważać, ale cóż) no i oczywiście J.K Rowling ;**
ZASADY LIEBSTER AWARDS :
- potem nominujesz 11 innych blogów;
- informujesz o nominacji właścicieli tamtych blogów;
- na koniec zadajesz swoje pytania.
MYŚLĘ, ŻE OGARNIACIE :D
I jeszcze raz dziękuję za dedyk ;**
czwartek, 7 marca 2013
Rozdział 17.
Sorki, że czekaliście TYYYYLE czasu, ale kłopoty z netem :/
I zauważcie, że pozmieniałam tutaj kilka rzeczy, na przykład to, że Remus w książce leciał z Georgem, a nie Fredem. Pozmieniałam też dialogi i kilka scen, ale cóż to moje opowiadanie :)
________________________________
Delikatnie wylądowali na ziemi. Wiatr musnął im włosy i czym prędzej pobiegli w stronę domu. Było podejrzanie cicho, jakby nikogo jeszcze nie było...
Nagle na ganek wybiegła Molly. Miała trochę rozczochrane włosy i widać było, że jest bardzo podenerwowana.
- Remus! Fred! Nareszcie! Już myślałam, że coś nie tak! Oprócz was przylecieli tylko Harry, Hagrid, Artur iii... i George...
- Mamo, coś się stało? - przestraszył się Fred - powiedz, czy coś się stało Georgowi?!
- Tak-k jakb-by...
Ale nie skończyła, bo jej syn od razu pobiegł do domu, aby zobaczyć się z bratem. Lupin jednak pozostał na miejscu.
- Nie martw się Molly... Da radę żyć bez jednego ucha, ale jesteś pewna, że żadne narządy wewnętrzne nie zostały naruszone?
- S-skąd ty w-wiesz?..
- Nie jesteś za dobra w oklumencji - uśmiechnął się
- No tak, racja... chodźmy do środka, zobaczysz jak to wygląda...
I weszli do salonu. Bliźniacy siedzieli głowa przy głowie. Fred wyglądał na poważnie zszokowanego, a George'a najwyraźniej to bawiło.
Remus popatrzył na ranę tego drugiego i uśmiechnął się ponownie do Molly dając jej do zrozumienia, że nie jest aż tak źle.
Nagle do głowy przyleciała mu inna myśl. Uśmiech zszedł z jego twarzy, a zmarszczki się pogłębiły.
Tonks jeszcze nie wróciła.
- Molly, powiedz mi... czy inni z Zakonu nie dawali o sobie znać?
- Nie martw się... nic jej nie będzie...
- Skąd ty?...
- Ty też najwyraźniej nie specjalizujesz się w oklumencji - wyszczerzyła zęby, a do pokoju wszedł Harry z Ginny. Trzymali się za ręce.
- Harry, chciałbyś ze mną zamienić słówko? - spytał Lupin
- Eee.. Jasne, czemu nie. - zgodził się, ale był trochę zdziwiony.
Wyszli do ogrodu.
- Harry, posłuchaj, obiło mi się o uszy, że gdzieś się wybieracie z Ronem i Hermioną... - szepnął
- No tak, ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć gdzie. To sprawa między mną, Ronem, Hermioną... a Dumbledorem...
- Dumbledorem?
- Tak, to on nam zlecił tę misję, ale naprawdę, nie mogę ci więcej powiedzieć, przykro mi...
- Rozumiem, nie ma sprawy.
W tym momencie w oddali rozległ się szmer. Po głosach można było poznać, że to Kingsley i Hermiona.
- A tak poza tym, chciałbym ci jeszcze raz pogratulować tobie i Tonks...
- Dzięki. - uśmiechnął się - A ja bym chciał pogratulować tobie i Ginny.
- Co?... Aaa.. tak.. My rzeczywiście byliśmy razem... ale... ale...
- Nie musisz kończyć. Rozumiem. Przepraszam.
I zapadła niezręczna cisza. Trwała kilka chwil, póki nie przerwał jej kolejny szmer i pełen napięcia ton Nimfadory wypytującej się o męża.
- Remusie... a tak poza tym... to planujecie z Tonks dzieci?
Wtedy twarz Lupina zastygła w przerażeniu. O tym nie pomyślał. Potworna myśl ugodziła go niczym ciężki głaz.
_________________________________________
Dedyk dla Esther. która jest ze mną od początku mojego bloga <3
Rozdział znów nie grzeszy długością :( przepraszam Was za to, Wizards ;<
I zauważcie, że pozmieniałam tutaj kilka rzeczy, na przykład to, że Remus w książce leciał z Georgem, a nie Fredem. Pozmieniałam też dialogi i kilka scen, ale cóż to moje opowiadanie :)
________________________________
Delikatnie wylądowali na ziemi. Wiatr musnął im włosy i czym prędzej pobiegli w stronę domu. Było podejrzanie cicho, jakby nikogo jeszcze nie było...
Nagle na ganek wybiegła Molly. Miała trochę rozczochrane włosy i widać było, że jest bardzo podenerwowana.
- Remus! Fred! Nareszcie! Już myślałam, że coś nie tak! Oprócz was przylecieli tylko Harry, Hagrid, Artur iii... i George...
- Mamo, coś się stało? - przestraszył się Fred - powiedz, czy coś się stało Georgowi?!
- Tak-k jakb-by...
Ale nie skończyła, bo jej syn od razu pobiegł do domu, aby zobaczyć się z bratem. Lupin jednak pozostał na miejscu.
- Nie martw się Molly... Da radę żyć bez jednego ucha, ale jesteś pewna, że żadne narządy wewnętrzne nie zostały naruszone?
- S-skąd ty w-wiesz?..
- Nie jesteś za dobra w oklumencji - uśmiechnął się
- No tak, racja... chodźmy do środka, zobaczysz jak to wygląda...
I weszli do salonu. Bliźniacy siedzieli głowa przy głowie. Fred wyglądał na poważnie zszokowanego, a George'a najwyraźniej to bawiło.
Remus popatrzył na ranę tego drugiego i uśmiechnął się ponownie do Molly dając jej do zrozumienia, że nie jest aż tak źle.
Nagle do głowy przyleciała mu inna myśl. Uśmiech zszedł z jego twarzy, a zmarszczki się pogłębiły.
Tonks jeszcze nie wróciła.
- Molly, powiedz mi... czy inni z Zakonu nie dawali o sobie znać?
- Nie martw się... nic jej nie będzie...
- Skąd ty?...
- Ty też najwyraźniej nie specjalizujesz się w oklumencji - wyszczerzyła zęby, a do pokoju wszedł Harry z Ginny. Trzymali się za ręce.
- Harry, chciałbyś ze mną zamienić słówko? - spytał Lupin
- Eee.. Jasne, czemu nie. - zgodził się, ale był trochę zdziwiony.
Wyszli do ogrodu.
- Harry, posłuchaj, obiło mi się o uszy, że gdzieś się wybieracie z Ronem i Hermioną... - szepnął
- No tak, ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć gdzie. To sprawa między mną, Ronem, Hermioną... a Dumbledorem...
- Dumbledorem?
- Tak, to on nam zlecił tę misję, ale naprawdę, nie mogę ci więcej powiedzieć, przykro mi...
- Rozumiem, nie ma sprawy.
W tym momencie w oddali rozległ się szmer. Po głosach można było poznać, że to Kingsley i Hermiona.
- A tak poza tym, chciałbym ci jeszcze raz pogratulować tobie i Tonks...
- Dzięki. - uśmiechnął się - A ja bym chciał pogratulować tobie i Ginny.
- Co?... Aaa.. tak.. My rzeczywiście byliśmy razem... ale... ale...
- Nie musisz kończyć. Rozumiem. Przepraszam.
I zapadła niezręczna cisza. Trwała kilka chwil, póki nie przerwał jej kolejny szmer i pełen napięcia ton Nimfadory wypytującej się o męża.
- Remusie... a tak poza tym... to planujecie z Tonks dzieci?
Wtedy twarz Lupina zastygła w przerażeniu. O tym nie pomyślał. Potworna myśl ugodziła go niczym ciężki głaz.
_________________________________________
Dedyk dla Esther. która jest ze mną od początku mojego bloga <3
Rozdział znów nie grzeszy długością :( przepraszam Was za to, Wizards ;<
Subskrybuj:
Posty (Atom)