sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 21.

      Remus krążył niespokojnie po pomieszczeniu. Północ wybiła już jakoś dziesięć minut temu, a Tonks wciąż się nie pojawiała. Słyszał tykanie zegara wiszącego nad jego głową, widział wskazówki ukazujące godzinę dwudziestą czwartą trzydzieści pięć. Emocje zmieniały mu się szybko, niczym w kalejdoskopie. Z początku czuł nadzieję, potem strach, później smutek, złość, znowu nadzieję, aż w końcu całkowity jej brak.
     Jednym okiem po raz kolejny spojrzał na drzwi. Wciąż stały nieruchome. Za nimi nie było słychać kroków, ani nic.
     W pewnym momencie usłyszał cichy skrzyp. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Nimfadorą.
   - Masz pięć minut. - oświadczyła szorstko.
   - Dobrze. Wystarczy mi.
   - Cztery minuty i pięćdziesiąt dwie sekundy...
   - Mnie i Masonees nic nigdy nie łączyło. I łączyć nie będzie, bo mam tylko i wyłącznie ciebie. No.. miałem...
   - Z tym ostatnim, to ja się zgodzę. - powiedziała z goryczą.
   - Nie rozumiem tylko dlaczego?! - oburzył się - Wyczekujemy dziecka, potrzebujesz pomocy, mnie!
   - Naprawdę? Twój sztuczny uśmieszek świadczył o czymś innym. - jej oczy się zaszkliły - Wiem, że mnie zostawisz, że prędzej, czy później znajdziesz inną. Jesteś bardzo przystojny, masz w sobie... no wiesz, to coś. Pociągasz kobiety.
   - Do czasu. Żadna nie wie, kim jestem.
   - I? Powiedz mi, co z tego?! Jest bardzo wiele kobiet, które.. ekhmn 'groźni chłopcy' pociągają...
   - Naprawdę? - podniósł ironicznie brwi - To coś ci opowiem. Usiądźmy. - rozkazał wskazując na sofę stojącą w kącie pokoju.
   - Bo? - spytała i założyła ręce na piersi.
   - Bo została mi jeszcze minuta i dwadzieścia siedem sekund.
   - I tu mnie masz. - o dziwo się uśmiechnęła i usiadła.
   - Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że nigdy nie miałem dziewczyny?
   - Mhm..
   - To nie prawda. Miałem dziewczynę. Jedną.
   - Kolejne kłamstwo...
   - Daj mi skończyć! - oburzył się - Rogacz i Łapa mi ją znaleźli. Bardzo mądra, piękna, dobra Gryfonka. Taki tak zwany ideał. Byliśmy jedną z najbardziej znanych par w Hogwarce.. taak, o tym się mówiło : 'Ten kujon, Lupin znalazł sobie w końcu laskę!'. Miała na imię Dorcas. Iii... rzeczywiście zrobiliśmy to. Po miesiącu dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Ja się przeraziłem, ona nie wiedziała o mojej likantoprii. Musiałem jej powiedzieć. I wyobraź sobie rzuciła we mnie Cruciatusem. Śmiejąc się do rozpuku wyzywała mnie od sierściuchów po... nie ważne. Wyglądała trochę jak wariatka. Staliśmy wtedy na wieży astronomicznej. A ja się do niej przybliżałem. Ona się cofała i... spadła... spadła z najwyższej wieży w Hogwarcie nie mając przy sobie różdżki. Skoczyłem za nią. Próbowałem rzucić na nas oboje Aresco Momentum, ale mi się udało. Zaklęcie zadziałało tylko na mnie. Zginęła. Razem z dzieckiem. Gdyby nie James, Syriusz, Peter i Lily... nie wiem, czy bym to przeżył...
   - Nie wiedziałam... - szepnęła, gdy Remus wyciągnął zza pazuchy zdjęcie drobnej blondynki o dziwnie znajomych fioletowych oczach.
   - Nikt oprócz Huncwotów i rudej nie wiedział. Noo.. do dzisiaj.
   - Przepraszam. - przysunęła się do niego. Już miał ją pocałować, gdy włosy zaczęły przybierać niebieski odcień, oczy zmieniły się w fiołkowe, a rysy twarzy stawały się coraz ostrzejsze.
   - WERONIKA?! - wrzasnął przerażony, gdy ta zaczęła się szaleńczo śmiać.
   - Ja, a kto? - spytała spokojnie podchodząc do niego wystawiając przed siebie różdżkę, celując w pierś Lupina - Myślałeś, że zostawię cię w spokoju po tym, co mi zrobiłeś, wtedy, w siódmej klasie? Hmm? TAK, to ja, Dorcas. Stęskniłeś się, co?
   - Zostaw go! - ktoś stojący w drugim końcu pokoju krzyknął. Spod peleryny-niewidki wyskoczyła prawdziwa Nimfadora Tonks.
   - Dora! Od kiedy tu jesteś?... - szepnął zszokowany Remus.
   - O wiele dłużej niż ty, uwierz. - rzuciła oschle.
   - Czyli wciąż mnie nienawidzisz, prawda?
   - No wiesz, mizdrzyłeś się ze swoją byłą, w dodatku na moich oczach.
   - Bo myślałem, że to ty!
   - Co nie zmienia faktu, że się z nią mizdrzyłeś!
   - Ale zrozum, ja cię kocham!
   - Wiem, chciałam się z tobą tylko posprzeczać. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Lupin odetchnął z ulgą - Ale powiedz mi łaskawie, co zrobimy z tą tutaj? - wskazała na leżącą na podłodze Dorcas wciąż uśmiechającą się szyderczo.
   - Zaraz, ale jak...
   - Zaklęcia niewerbalne.
     Podeszli do niej i zobaczyli coś, co ich zszokowało. Jej palec dotykał wypalonego na ramieniu Mrocznego Znaku obecnie czerniejącego i poruszającego się. Po chwili drzwi pomieszczenia otwarły się wyjątkowo głośno. Na czele bandy śmierciożerców stał...
_____________________________________
Muahahahahahaha, jestę okrutnę, nie powiem Wam, któż tam stał :P
Znów pisałam przez tydzień... no, właściwie to pisałam w dwie godziny, a wcześniej po prostu nie miałam czasu nic opublikować ;d
Soł pozdrawiam i pozostawiam ten rozdział bez żadnego dedyka ^_^
Pozdrawiamm ;**
Jestęę Kottę

P.S
Tutaj macie zdjęcie Dorcas, które wyjął Remus :


środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 20.

     Tonks leżała na łóżku szpitalnym z odsłoniętym brzuchem, a jakaś uzdorwicielka jeździła po nim dziwacznym urządzeniem. Obok stała obszerna aparatura na której widoczny był mały punkcik.
   - D-Dora?... Czy... czy to...?
   - Przepraszam, mogłaby nas pani na chwilę zostawić? - zwróciła się w do lekarki - spokojnie, to mój mąż!
     Dziewczyna uśmiechnęła uśmiechnęła się pod nosem,  i mruknęła cicho ,,gratulacje'' i wyszła.
   - Doro, błagam, powiedz mi o co tutaj chodzi?
   - Hmm... a zastanawiałeś się kiedyś, jakbym wyglądała, gdybym była... eee.. grubsza?
   - Nie, nigdy. Ale do czego zmierzasz?
   - Wiesz, chyba będziesz musiał się przyzwyczaić, bo przez kolejne osiem i pół miesiąca... obawiam się, że mogę delikatnie przytyć.
   - Dora, powiedz, czy to oznacza to, co myślę?
   - Tak, Remusie. Za osiem i pół miesiąca będziesz trzymał w ramionach swojego pierworodnego malucha! - wyszczerzyła zęby
   - O Merlinie! Tak się cieszę!
     Rzucił się w stronę żony i oparł ręce po obu jej stronach. Po chwili podniósł jedną i odgarnął różowy kosmyk wijący się po policzku niczym waż. Zbliżył się do jej twarzy i złożył na ustach namiętny pocałunek. Pierwszy taki pocałunek odkąd byli razem... pocałunek pełen miłości, ale za razem pożądania. Ich ciała były coraz bliżej siebie, lecz Tonks w końcu wybudziła się z transu, każąc przy okazji otrząsnąć się Remusowi.
   - Nie teraz, nie tutaj... - wyszeptała - Ale przyjdź po mnie o północy, jest tutaj tyle samo nieodkrytych sal, co w Hogwarcie, a z tego, co mi wiadomo w zamku odnaleźliście wszystkie, nie?
   - Nie wiem,  czy tyle wytrzymam. Aha... właśnie... zapomniałem ci powiedzieć, po co tu przyszedłem. Niestety ta zadumana uzdorwicielka kazała mi zostać na oddziale z tą... ale teraz są inne okoliczności, więc może nagnie zasady...
   - A co ty na to, żebyśmy jutro razem do niej poszli?
   - Dobra, ale byle jak najszybciej, z tym babsztylem długo nie wytrzymam...
   - Haha, widzisz, takie już są kobiety...
   - Ty nie...
   - I za to mnie kochasz.
   - I za to, że zawsze masz rację. Do północy, kochanie, do północy.
     I wyszedł z sali. W końcu mógł ściągnąć ten sztuczny uśmiech z twarzy. Dziecko?! O nie, na to nie był jeszcze gotowy... Czy bał się ojcowstwa? Na pewno.

***

     Lupin wszedł do swojej sali i od razu rzucił się na łóżko. W jego głowie roiło się od negatywnych myśli. ,,A co jeśli dziecko też będzie wilkołakiem? Co jeżeli nie będzie chciało znać ojca, który zrobi mu taką krzywdę? Co jeśli Dora odwróci się ode mnie, gdy dowie się, co zrobiłem naszemu dziecku?...'' Nie mógł na to pozwolić, ale nie mógł też jej zostawić. Nie w tym momencie. Potrzebowała pomocy.
   - Ojojoj! Widzę, że ktoś jest nie w sosie, co? - nagle weszła Weronika - Ale nie martw się, na wszystko da się zaradzić! Pomyśl o jakichś zajęciach w grupie! To na pewno ci pomoże, Remusiaczku!
   - Weroniko. - Remus wstał z łóżka i chwycił ją za dłonie - Jesteś naprawdę świetną kobietą, ale proszę zostaw mnie w spokoju. Za kilka miesięcy będę ojcem i chcę sobie wszystko poukładać. A z dziwaczką ślęczącą mi na karku to naprawdę bardzo trud...
     Nagle drzwi otwarły się z wyjątkowym hałasem. Stała w nich Tonks i wpatrywała się w złączone ręce Lupina i Masonees.
   - Przepraszam, że przeszkadzam. Już się ulatniam. - powiedziała ostro różowowłosa i wyszła.
   - Niee.. - jęknął wilkołak
   - Co za ironia! - Weronika zaczęła chichotać
   - Jak ty możesz mi to robić?! Rozwalasz mi rodzinę... - wrzasnął Remus i pobiegł w stronę sali 143C.
     Wszedł do środka i ujrzał Nimfadorę siedzącą na łóżku z podkulonymi nogami i rozmazanym tuszem na twarzy.
   - Dora... ja... t-to... nie tak... - wyszeptał i próbował objąć ją ramieniem, ale ona go odepchnęła
   - Ja głupia naprawdę wierzyłam, że nie chcesz być z nią w sali i zależy ci na mnie... na nas... - pomasowała się po brzuchu
   - Bo zależy. I zawsze będzie zależało. Mnie i Masonees nic nie łączy...
   - Winny zawsze się tłumaczy.
   - Próbowałem jej tylko wyjaśnić, że ma zostawić nas w spokoju, a ty weszłaś akurat w tym momencie.
   - Nie wierzę ci. Wyjdź.
   - Ale...
   - Wyjdź!
   - Ale...
   - WYNOCHA!
     Zrozpaczony Remus powłóczystym krokiem ruszył w stronę drzwi. Już miał wyjść, kiedy odwrócił się ostatni raz w stronę żony.
   - Będę czekał o północy w sali -2. Odkryłem ją, gdy byłem tu jako dziecko. Po ugryzieniu wilkołaka.
     Odszedł zostawiając Tonks z milionem myśli.

***

    Spojrzała na swoje przedramię. Mroczny znak powoli się poruszał, czerniał. Turkusowe loki osunęły się w dół muskając czaszkę. Fiołkowymi oczami spojrzała przed siebie uśmiechając się mściwie. Nagle usłyszała otwieranie się drzwi, więc szybko zakryła tatuaż rękawem bluzki.

_________________________________
Bardzo króciutki rozdział, ale nie mogłam go ciągnąć, bo chciałam zostawić ten posmaczek niepewności :D
Dedykuję go bratnim duszom - Magdalenie Brześkiewicz i Ellie Lupin :)
A tak wgl zapraszam na mojego nowego bloga o Scorpiusie Malfoy i Lily Lunie Potter ;3
www.gdy-nienawisc-jest-tak-wielka.blogspot.com
Mam nadzieję, że wejdziecie, pozdrawiam, Potterheads ;**